czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 13 "Jednak kara ... - nieunikniona."

Był już pewien, wiedział.  Wiedział, że to właśnie co do Kim nie miał racji, mylił się, myślał, że to ona jest dla niego kimś komu może zaufać, a tymczasem obraziła jego przyjaciela, ale nie tylko, gdyż i jego samego również. Chociaż nie do niej samej miał wątpliwości. Cała ta sprawa to była w końcu jego wina, mógł się nie zakładać, choć łatwiej by było powiedzieć, składać obietnicy. Postąpił nieodpowiednio, źle, wiedział o tym,  lecz próbował zamglić sobie to gestem Kim oraz Avana. Nie chciał już więcej siebie oskarżać, ale ku zdumieniu pewnie wielu, gdyby znano tę historię, a raczej jej odłamek ta mgła zamazująca, zakrywająca kawałek serca- rozpłynęła się. Może to i dobrze, a może wręcz odwrotnie. Teraz coraz bardziej się zamartwiał, a jego oczy robiły się coraz większe, pełne strachu, a uśmiech nie zagościł na jego twarzy. Tę chwilę słabości przerwał lekki, ale dosyć słyszalny dźwięk, było to pukanie do drzwi. Od niechcenia brązowooki ogarnął grzywkę lecącą mu na oczy przesuwając ją w kierunku przesuwania się wskazówek zegara.  Po chwili drzwi uchyliły się, a z za nich lekko wychyliła się matka chłopaka, patrząc na niego ciepło, widząc, że weszła w nieodpowiedniej chwili  z powrotem zamknęła drzwi i oddaliła się od nich wracając do swojego poprzedniego zajęcia. Czemu tak zrobiła, czemu nie porozmawiał z nim? Zawsze gdy blondyn był w złym humorze zamykał się, obrażał, nie rozmawiał z nikim, nawet nie próbował zmienić nastroju. Prościej mówiąc odpowiedź była dość dziwna i jakby bez sensu.  Cieszył się z tego, był dumny, takie bezsensowne gadanie, że nieodpowiednio się zachowuję nigdy mu nie pomagało, tym bardziej w tej sytuacji. Prawie zawsze potaniej pogawędce był jeszcze bardziej zrolowany. Zachowywał się, jak dziecko, jak zdezorientowane dziecko, a pomóc mogło by mu tylko zmierzenie się z wyzwaniem, które dostał i było w zasięgu ręki.  W pewnej chwili przyszedł do niego SMS.
„Za tydzień już koniec udręki, a może początek…? Dowiesz się idąc na alei początek. Znajdziesz tam wielki budynek, co pomieści wiele powieści, epik i ciebie też.”
Numer od nadawcy tego SMS`a był zastrzeżony, Ross, tylko rozszerzył źrenice i  zaczął powoli przypominać sobie poprzednie sytuacje, które miały miejsce. Nie zastanawiając się ani chwili wstał i skierował swój wzrok ku szafie, a za nim podążyła reszta ciała.
&
Blondyn był już na podwórku obok domu. Usiadł na ławce, a zaraz po tym wyciągnął telefon i otworzył po raz kolejny skrzynkę pocztową i zobaczył, że otrzymał jeszcze jedną wiadomość. Sytuacja powtórzyła się. Otworzył ją, numer także był zastrzeżony.
„Śpiesz się, śpiesz, bo bibliotekarz pracę kończy o 11:00, chyba, że spotkasz tego lepszego.”
Wtedy skierował wzrok na zegarek w telefonie, była już 10:55. Byłoby to niemożliwe gdyby zdążył do biblioteki przed  daną godziną. Wstał i spojrzał kątem oka na drzewo, był to wielki dąb, pod nim coś się świeciło, podszedł bliżej i podniósł przedmiot, był to piękny czerwony kamień. Włożył go starannie do kieszeni, po czym coś mu wpadło do głowy i powędrował powrotem do domu. Po chwili wrócił wraz z opakowaniem, które dostał w szpitalu. Rozpakował je i ujrzał książkę. Była ona gruba, ale nie duża, bo wielkości kartki A5. Na okładce widniał napis „Kamienie żniwa przysyłają”, a pod nim cienkimi literami napisane było tym razem chyba ręcznie:
„Dla tych co…” Dalej było zamazane, następnie spróbował otworzyć książkę. Na pierwszej stronie nie było autora, ani żadnego dopisku, tylko rysunek, przedstawiał on różowy kamień. Pod rysunkiem znajdował się opis jego, Ross momentalnie prawie że odskoczył od książki, bowiem pisało tam, że oznacza on początek tego co będzie. Co to miało znaczyć nie widział, ale układając sobie obraz tego podejrzewał, że jego problemy. Poniżej napisu znajdował się jakiś znak, prawdopodobnie hieroglif.  Próbował przewrócić kartkę i zobaczyć co jest na kolejnej stronie, ale nic tam nie było. Choć po chwili jakby z nikąd zaczęły się kolejno pojawiać litery, trudno było je dostrzec, lecz chłopakowi się udało. „Dalej” będzie po czasie jakimś… Rozczytał, po czym pomyślał, że może rozwiązanie tych problemów tkwi w tych SMS` ach. Dlatego chowając książkę do reklamówki, pobiegł w stronę miasta, chcąc dotrzeć do biblioteki, jak najszybciej.
&
Był już przed samym budynkiem, gdy uświadomił sobie, że to jest ten obraz, który ukazał mu się w postaci mostu, ale nie przejmując się tym ruszył żwawym krokiem w stronę wejścia. Gdy tylko przekroczył próg ujrzał brązowowłosą dziewczynę, była to Laura, dziewczyna z kawiarni. Już miał wyjść, kiedy odwróciła się do niego, uśmiechnęła i powiedziała:
-Dzień…- Wykrzywiła twarz przyglądając się mu.- Czy ja cię przypadkiem gdzieś nie widziałam? A…- Dziwnie mu się poczuł, a cała ta sprawa odpłynęła gdzieś w dal.
-Hej, już się widzieliśmy.-Odpowiedział bijąc się myślami czy powiedzieć, czy czekać, aż dziewczyna się zorientuję sama.
- A no tak, tylko może lepiej się trochę uciszmy, bo mnie zwolnią.- Niemal że wyszeptała.
-Dobra.-Odpowiedział.
- Gratuluję.-Rzuciła z entuzjazmem, a on się tylko skrzywił i wyczekiwał dalszej wypowiedzi.
-Ale czego?
- No przecież zagrasz w serialu A&A.- Wtedy nagle spochmurniał, oczy nabrały lęku, a on myślał, że zaraz zawali się pod ziemię, a sprawa przypłynęła z powrotem. Widząc to brunetka momentalnie spytała:
-Co się stało?
-Nic.- Odburknął.
-Przecież widzę, co się stało?- Powtórzyła głośniej.
-No mówię, że nic.- A on pognał w jej ślady tonem i przewrócił oczami.- Dziewczyna posmutniała, myśląc, że to jej wina, że to przez to jaka jest beznadziejna. Ona mu pogratulowała, a on nawet nie kiwnął palcem, a powinien wiedzieć, że to ona dostała towarzysząca mu rolę. Jej oczy zeszkliły się, przypomniała jej się scena z dzieciństwa, gdy zostawili ją  w domu. Sama nie wiedziała dlaczego. Teraz obaj mogliby się rozpłakać, ale powstrzymywali się, a lekkie zauroczenie blondynem w kawiarni rozbiło się na dziesiątki kawałeczków, które trudno było by posklejać.  Choć oboje czuli to samo.
- Chcesz wypożyczyć jakąś książkę?- Zapytała od niechcenie przypominając sobie o tym, że jest w pracy i powinna się za nią zabrać, a nie rozmawiać z kimś, kto i tak ma ją gdzieś,  myślała, że chce jak najszybciej skończyć tę rozmowę, która sprawiała jej ból. Może była to banalna sprawa, a może miał zły dzień, ale ona wszystko brała do siebie, choćby najmniejszy gest, byłą bardzo wrażliwa, choć jeszcze mocniej się starała być silniejsza.
-Nie… Znaczy … Mam pewną książkę i chciałbym  się o niej więcej dowiedzieć.- Wykrztusił, dziewczynie mógłby spaść kamień z serca, ale tak się nie stało. Chłopak wyciągnął książkę i położył ją na drewnianej płycie.
- Pracuję tutaj od niedawna i nie jestem aż tak dobra w te klocki.
-To szkoda.- Odpowiedział.
-Powiedziałam „aż”. Kocham książki, mimo, że to jest niby takie głupie, ale ja JE PO PROSTU UWIELBIAM. To nie tak, że każda książka jest fascynująca, lecz każda ma w sobie coś wyjątkowego, kawałek życia, obraz, postać. Jest wiele książek, nie wszystkie się wszystkim podobają, ale zawsze znajdzie się ta jedna osoba, którą książka wciągnęła, zachwyciła. Wiem, że teraz mnie wyśmiejesz, więc może lepiej zapomnij o tym co powiedziałam.- Po wypowiedzeniu wzięła głęboki oddech i opuściła głowę, wpatrując się w książkę. Nie potrzebnie to powiedziała, ale czuła się dumna, poczuła, że ona też ma własne zdanie i nie ważne co on powie nie będzie wcale płakać. (w przenośni i bez)
- Nie będę się śmiał, wręcz przeciwnie.
-Będziesz płakał?- Wtrąciła, jakby dostała zastrzyku pewności siebie, po czym automatycznie spuściła głowę.
-Nie, ale to fascynujące co robisz,  brak mi słów. To miłe.- Laura momentalnie się uśmiechnęła i napełniła się radością, ale nie tylko ona. Ross również po jej przemowie również zmienił nastrój.
-Dziękuję, ale wracając do książki. W życiu takiej nigdy nie widziałam, ale to nie dziwne skoro nie ma autora, a poza tym nie znam wszystkich książek na świecie. –Otworzyła książkę, a w jej oczach można było zauważyć iskierki.- Mam dokładnie taką samą książkę, chociaż zupełnie inną okładkę.- Złapała się jedną ręką za głowę kartkując książkę.- Dokładnie tyle samo stron, tylko tego napisu nie mam.
-To niewiarygodne, jakim cudem? – Dodał Ross, który pomimo mina bardzo się cieszył.- Nie dostawałaś przypadkiem żadnych SMS`ów?
-Nie, chyba nie.- Odpowiedziała niepewnie.
-Sprawdź!- Prawie, że krzyknął.
-Dobra.- Poczuła się trochę dziwnie, nagle miły blondynek zmienił się w zachłannego blondyna. Wyciągnęła telefon z kieszeni i sprawdziła skrzynkę pocztową. O dziwo znalazła tam aż dwie wiadomości, otwarła pierwszą, jej oczą ukazał się następujący napis:
„Zachłanny blondynek, będzie jeszcze większy jeśli pokażesz mu wiadomość…(d)”
Jej serce zaczęło szybciej bić, a wyraz twarzy oznaczał jedno: przerażenie. Skąd ten ktoś mógł wiedzieć co myśli, a może po prostu podsłuchiwał ich ktoś będący w bibliotece i to samo pomyślał, postanowiła otworzyć drugi SMS.
„Nie mów mu, że masz SMS, bo dobrze wiesz, że jeśli pozna prawdę, to ty też, ale nie lżejszą niż ta, oj nie…(d)”
Przerażenie przerwał dźwięk przychodzącego SMS`a, który, tak jak poprzednie nie miał nadawcy.
„Nikogo nie ma w bibliotece.”
-Co tak długo sprawdzasz skrzynkę, przecież niedawno Ci jakiś przyszedł?
- To z sieci jakaś reklama, zastąpisz mnie na chwilę, muszę gdzieś iść.
-Dobra.- Gdy tylko dziewczyna oddaliła się chłopak bił się z własnymi myślami o to czy sprawdzić jej telefon, czy nie, wiedział, że kręci. Wiedząc, że ma mało czasu energicznie chwycił telefon dziewczyny, usiadł na podłodze i odblokował ekran wchodząc na skrzynkę pocztową, były tam trzy wiadomości, otworzył je w odwrotnej kolejności niż Laura, ale treść była taka sama, po kolei.
-Co?!- Krzyknął.- Czemu ją to męczy?- Wyszeptał, po czym usłyszał dźwięk SMS`a.
Otworzył go ze strachem.

„Dowiedział się- kara spotka cię”

___________________________________________________________________________________

 Nie wiem czy dalej będę kontynuować pisanie. weszłam żeby opublikować ten rozdział, który napisałam już chyba parę miesięcy temu. I życzę wesołych świąt!!!