piątek, 31 października 2014

Rozdział 26 "Pęknięcie"


Potężne mahoniowe wrota zdecydowanie najbardziej wyróżniały się spośród wszelakich drogich ozdóbek oraz obrazów. Nie, nie dlatego, że były wielkie i zajmowały prawie całą przestrzeń. Także nie z powodu ich rzadkiego pochodzenia. Zostały sprowadzone 1920 roku przez władcę Aleka Drake`a z Ziemi. W tamtych czasach bowiem tutaj nie wyrastał tego typu gatunek i został wprowadzony dopiero w 1921 roku, gdy drzwi wówczas były potencjalnych obiektem zachwytów wszelakich stworzeń. Skąd to wiedział? Obok obiektu znajdowała się niemal równie ogromna tablica opisująca całą historię zamieszczeniu tutaj owych wrót. Ale również i nie dlatego drzwi była najbardziej widoczne, ale z powodu ich niedostępności. Były zamknięte, a Jasnoskrzydły nie mógł na nic innego patrzeć. Wrota zajmowały większość pomieszczenia, na cokolwiek by nie spojrzał widział wrota. Z wzrokiem wgapionym we drzwi wyczekiwał posłannika, który miał mu obwieścić, że może wstąpić do Sali obrad. Najchętniej rozwalił by te drzwi i wszystkich razem znajdujących się za nimi. W gruncie rzeczy dla niego były to przeciętne drzwi, jakich wiele na Ziemi, tyle, że o wiele większe od tamtejszych. Nic specjalnego.  O to chodziło! Żeby zachłysnął się swoją podwyższoną ambicją. To prawie jak choroba na ziemi. Tyle, że kto miał jej zanadto nie umierał, ale zyskał pozycję społeczną. Na tym poziomie nie było miejsca dla słabych. Tylko „silni” i utalentowani mogli przetrwać, a tak przynajmniej wydawało się Jasnoskrzydłemu.

– A ty znowu wędrujesz w zaświaty. – Pojawiła się jakby z nikąd Asami, naigrywając się z Jasnoskrzydłego.
– Czym sobie zasłużyłem na twoją kolejną wizytę, Asami. – Odezwał się z wyraźną kpiną w głośnie, szczególnie wyraźną przy wypowiadaniu imienia. Mimo iż dziewczyna wydała się nieporuszona, po głębszym skupieniu się Jasnoskrzydły odkrył jej prawdziwe emocję – ból. Choć niewielki, to jakże uspakajający. Wciąż to na nią działało. Z zewnątrz może i była twarda, ale nie potrafiła szczelnie okryć zewnętrzną powłoką pozostałej w niej miękkości. Traumatyczne przeżycia wciąż pozostawiały ślad, choć był z dnia na dzień coraz mniejszy, to i tak pozostało go bardzo dużo. Dawniej jej współczuł, ale teraz było to zbędne. Nagle jednak dostrzegł w niej małą zmianę. Jakby radość, tylko zupełnie inny jej odcień, jakby bardziej mroczny.
– Nikt cię nie powiadomił? Jaka szkoda. A no tak, ja mam to zrobić. Ale myślę, że nie ma takiej potrzeby. – Mimo jej oschłego tonu, Jasnoskrzydły dostrzegł coś co zupełnie odsłoniło jej aurę – satysfakcję. Mógłby ją trochę podburzyć, a może dostrzegłby więcej. Wgłębienie się bardziej do jej umysłu mogłoby okazać się bardzo interesujące.
– Zadowolona widać z siebie jesteś?
– Bardzo – Odpowiedziała bez wahania. Być może wolała nie ryzykować i nie doszukiwać się w tym drugiego dna. Ale on jej w tym pomoże.
– Nie umiesz znieść, że jestem lepszy. – Uniósł brwi wyczekująco i oparł się łokciem o ścianę czekując na reakcję, aż w końcu na odpowiedź. Próbował wniknąć głębiej w jej aura – niestety Asami szczelnie ją tym razem zablokowała, czyli coś jest na rzeczy.
– Nie jesteś! – Odfuknęła, z dziwnie stoickim spokojem. Robiła co tylko się da, żeby nie dać się przyłapać.
– Przynajmniej nie mam imienia. Ty też go nie miałaś, lecz zyskałaś. Stryj nie był zbyt dumny.- Przedstawił silnie argumenty, krzyżując przy tym ręcę dla efektu. Miał świadomość, że przegiął, ale ciekawość była zdecydowanie silniejsza.
– Mogłaś być na moim miejscu, jednak byłaś zbyt słaba, zbyt mała, zbyt dziewczęca. Gdybyś była chłopcem… - Wyszła. Dumnie, mocno stąpając ciężkimi buciorami o parkiet, szepcząc tylko szybko:
– Spotkanie odwołane.
Jasnoskrzydły ujrzał krwistoczerwoną aurę, która nie była ani trochę ukryta. Jednak nie męczył jej już dalej. Mógł – ale już nie chciał.
Potem pojawił się żal... I pogarda dla samego siebie za tę chwilę słabości. Za litość...
Nagle odebrał jakiś komunikat, wytężył słuch. Czym ciekawym go tym razem zaskoczy? To było jak szósty zmysł - nigdy niczego ciekawego nie przepuściło.
Niewyraźny potok słów oraz mglisty obraz. Przedstawiał nieprzeniknioną ciemność i nieśmiałe światełko po środku. Zamknął oczy, głęboko zaczerpnął powietrza i usiadł na podłożu. Cholera, zimne! Powstrzymał odruch drgający jego ciałem i skrzyżował nogi. Wyglądał jak jakiś mnich na Ziemi. Czemu taka właśnie pozycja była konieczna do osiągnięcia głębokiego stanu skupienia?
Wizja. Ujrzał dwie zamazane sylwetki, lecz dobrze widoczne było najważniejsze - aury.
Świetliste.
Wesołe.
Ten sam odcień, jednak jedna z nich była o wiele obszerniejsza i zajmowała dwa razy więcej miejsca niż druga. Nagle doznał olśnienia. To ludzie, to oni. Ich poziom promieniowania wewnętrznego wzrósł kilkukrotnie. Może powiadomić o tym Średnich, albo wręcz przeciwnie... 
Na jego twarzy malował się ten sam zawadiacki uśmiech. Nic nie musi - wszystko może. 
Prawdo podobnie tylko on może odbierać takie wizje, tylko niewielu jest w stanie, ale przecież cała reszta woli się bawić w "misje", byle daleko stąd. Dostał od losu kolejną szansę i jak zwykle jej nie zmarnuje. Sam zatrzyma część ludzkich emocji, które są jak zastrzyk energii, siły i mocy. 
A najlepsze w tym będzie to, że nikt się nie zorientuję.Lecz najpierw będzie musiał wytypować silniejszą aurę. Ponownie zamknął oczy, skupił się... I nic. 
Że też by odebrać taką wizję trzeba być w stanie skupienia? Nienawidził tego, wolał szybko działać, a nie tracić czasu na takie pierdoły. Teraz jednak te "pierdoły" mogły znacznie wpłynąć na... Właściwie to wszystko. Niefortunnie...
  Zazwyczaj pierwsza wizja był bardzo czytelna, ale trwać mogła tylko chwile i to przy jego maksymalnym stanie skupienia, by przywołać ją kolejny raz trzeba było nie lada wysiłku. Rezultat był niemal niemożliwy, przy jego rozdrażnieniu prawie niemożliwy do osiągnięcia. Jednak tym razem udało mu się.
   Ludzie przez swą rozmowę zapomnieli niemalże o całym świecie. Gadali o wszystkim i o niczym, razem się śmiali i jednocześnie odczuwali podobne emocję. 
Wciąż to samo. Nie jest w stanie rozróżnić ich. Może dalej próbować, albo jest łatwiejszy sposób...
Może ich na chwilę odwiedzić... Byle by Średni i Niżsi nie zauważyli, ale przecież dla niego to bułka z masłem. Czy jak tam to Ludzie mówią. 
Otworzył oczy rozejrzał się na wszystkie strony. Pusto. Wstał z podłoża próbując otrzepać się z brudu, z marnym skutkiem. Wzruszył tylko ramionami i skierował się w stronę drzwi wyjściowych. Znowu pusto. Przeszedł do kolejnego pomieszczenie - to samo. Dziwne to jakieś... - pomyślał.
Ale szedł dalej, nie miał za wiele czasu, wizje mogła następnym razem już się nie pojawić. 
 Gdy był już dostatecznie blisko by móc się przenieść, nie patrząc na nic bez wahania zrobił to. 
Pierwszym co poczuł była atmosfera. Gęsta, odrażający zapach przyjaźni i czegoś więcej. Już to kiedyś czuł. Znał go doskonale, jednocześnie nie mógł go znieść, ale wiedział, że on tylko wzmacnia rezultaty. Niestety przyjmując dawkę będzie musiał przyswoić i niektóre emocje. 
Choć z drugiej strony tylko nie wiele z nich. Jego umysł odbierał tylko te, który w jakimś stopniu mógł posiąść, bądź już posiadał. Nie było wyjścia, musiał się z tym pogodzić.
Skupił resztkę swojej mocy i ukrył swoją aurę. Choć Ludzie nie mogli jej poczuć wolał nie ryzykować zmieszaniem się tamtej aury z jego własną. Teraz pozostał tylko krótki proces rozpoznania, która jest większa. I choć z natłoku emocji trudno je było rozróżnić. On to on - jeden z najlepszych w tym fachu. Zamknął oczy i nie otwierając ich podszedł do obu osobników, chwycił ich za ramiona i wykonał głęboki wdech. Czuł jak powoli się osłabiają, jak dociera do nich, co się dzieje. I skończył. Poczuł ohydny smak ich uczuć, czuł ich euforię, a stopniowo obrzydzenie ustąpiło. Zniknął. Był już na zewnątrz, ale to co zobaczył zszokowało go jeszcze bardziej. Przed nim z założonymi rękami na ramionach stała Asami triumfalnie się uśmiechając, jednocześnie nie ukrywając swojego zszokowania. Jedno spojrzenie i już wiedział, że była świadkiem jego "debiutu". I że inni wiedzą. Z wielką siłą, która nie towarzyszyła mu nigdy wcześniej popchnął ją na ścianę, trzymiąc swoje ramię ponad jej. Asami stłumiła jęk. 
Mimo iż czuł gniew, emocję którymi został obdarzony hamowały go. 
- I co mi zrobisz? - Prowokowała go. - Ja już swoje zrobiłam. Do jego myśli napływały potoki przekleństw i obraźliwych określeń, ale wciąż słabły. Emocje ludzi wciąż na niego działały. 
Spojrzał na Asami. Na jej twarz pewną pogardy i politowania. To nie była twarz, ale maska. Jej delikatną twarz okrywała maska, która może i innych, ale jego nie nabrała. Odruchowo wolną ręką dotknął jej włosów, musnął twarz. Ludzkie emocje... Coraz silniejsze nabierały większego rozmachu i mimo jego silnego zaparcia.
Pękł. Przybliżył jej usta do swoich i ją pocałował.

Pocałował ją. Z wielką delikatnością, jakiej jeszcze u niego nie widziała od kilku lat. To nie on, to nie jego emocje. A może właśnie jego! Kolejny raz bawi się jej odczuciami. Nie miał prawa nawet jej dotknąć, ta jednak, jak głupia pozwoliła sobie na takie traktowanie. Ale z niej debilka. Kolejny raz z niej szydzi. Szala się przegięła. Odepchnęła go od siebie z rozmachem. Skrzywił się. Podeszła parę kroków, był kilka milimetrów od niej. Nikt ani nie drgnął. 

Asami szybkim ruchem kopnęła go prosto w jaja, skupiła cały swój gniew na tym ruchu. A on zwijał się z bólu. I tak być powinno. Dołożyła mu jeszcze z tym samym zamiarem, ale on niemal tak szybko jak ona pozbierał się i zablokował atak. Asami natomiast nie ubolewała nad chwilową porażką i zamachnęła się drugi raz, tym razem pięścią raniąc go w nos. Zachwiał się. Mógł mówić, co chce, ale nie będzie mógł już przyznać, że nie umie walczyć i jest miękka. Kolejny raz kopnęła go w jego czułe miejsce - upadł.
- Nikt się mną nie będzie bawił!- Okrzyknęła triumfalnie i wyszła przewracając oczami. - W szczególności ty.
- Spróbuj coś powiedzieć...- Nie dokończył, a nawet gdyby próbował, Asami i tak by nie posłuchała. Musiała jednak przemyśleć kroki postępowania. Jasnoskrzydły zachował się okrutnie i to w wielu sprawach. Teraz na pewno mu się nie upiecze, szczególnie z jej strony.


Przepraszam z racji tego iż główni bohaterowie niemal byli nieobecni, ale... Zrekompensowałam to długością rozdziału ;) Dzięki, że daliście radę doczytać do końca. 


                                      Pozdrawiam, autorka.

EDIT; Ja tu taki błąd, a wy nic ;)

wtorek, 28 października 2014

Rozdział 25 " Stary rozdział z historii"

 Jak wiele pamiętał ze swojego życia?
Mógłby zrobić wszystko, ale miałoby to taki sam skutek, jak gdyby nie zrobił nic - tak to już w życiu bywa...


- Wydawał się taki rzeczywisty... Jakby mówił prawdę...- Laura mniej już podłamana kierowała swe żale ku chłopakowi wznosząc oczy ku górze, próbując sobie przypomnieć opisywany moment.
- Może... Może...- Zaczął chłopak, lecz nie kończył... Nie chciał, a może i nie powinien kończyć zdania.
- Jak nie chcesz nie musisz...
- ...Mówić - Wymamrotał i uniósł lekko kącik ust ku górze równocześnie napierając na ścianę. - Ten tekst przejdzie do historii.
- Pewnie tak.- Laura zawtórowała mu. Może znajdą jakiś pozytyw sytuacji?
- Chyba będą musieli znaleźć nowych aktorów...- Zmienił temat.Na twarzy Laury można było ujrzeć promyk radości. Serial... Ach, zupełnie o nim zapomniała. Zawaliła sobie wszystko... Jej i Rossowi. Powinna być zła, ale co z tej złości teraz by miała...
- Ciekawe jakich...- Wzdychała dziewczyna. Nie znała dzisiejszej daty...Godziny... Jednak czuła, że gdzieś daleko... Na Ziemi trwają przygotowania do serialu. Czy ktoś w ogóle się nimi przejął? Czy ktoś zauważył ich zniknięcie? "Co ja plotę...!?"- skorciła sama siebie. Na pewno ktoś jeszcze pamięta, że istnieją. Na przykład producenci...
- Kiedyś się dowiemy... Ale w tym momencie chyba można uznać, że zawaliliśmy sprawę.


Władza absolutna... Tego jeszcze nie miał. A przy najmniej formalnie... Tak na prawdę był na najwyższym szczeblu hierarchii - lecz nieoficjalnie.
- Co tak siedzisz i gdybasz nad swoim losem? - W pomieszczeniu niezapowiedzianie zagościła dziewczyna. Skąpo ubrana w szorty o głębokiej czerni podkreślała swoje długie, smukłe nogi, co zwiększało jeszcze bardziej efekt, gdy poruszała się. Długie kruczo czarne włosy sięgały jej po kolana, a pojedyncze skupiska włosów opadały na twarz. Stąpała po ziemi pewnie aczkolwiek bardzo cicho. Jakim cudem udawało się to jej w tak potężnych butach?
- Mów do mnie na per pan, tak jak reszta.- Przewrócił tylko oczami, przy czym o mało nie umarł ze śmiechu. Jego głośny śmiech roznosił się donośnie po sali zarażając tym samym dziewczynę.

- Oj...- Zrobiła skwaszoną minę.- Mój błąd... Leonardo kazał mi po ciebie wołać. Teres zaraz tu będzie, zachowuj się jakoś... - Ostatnie zdanie wypowiedziała z pewną kpiną, która szeptem była jeszcze bardziej wyraźna. Ale co ją to obchodziło... Może był bardziej... albo i o wiele bardziej utalentowany niż ona... Co plecie... Nie dorastała mu do pięt. Musiała to przyznać przed samą sobą, bez sensu byłoby to ukrywać, ale wyłącznie przed sobą. Reszta niech wie, kim jest.
Nagle słysząc cichy stukot pantofli o parkiet chwilowo znieruchomiała, po czym odsunęła się ku połnocnej ścianie. Musiała zachować kamienną twarz i spojrzenie pełne wyższości... Jak zawsze.
W chwilę później jej oczom ukazał się Teres. Nie zawitał u nich na długo. Przyjrzał się tylko badawczo otoczeniu i zaraz potem znikł. Wydawało się jej, że z całych sił powstrzymuje się by utrzymać aurę opanowania i spokoju. To i tak było bez sensu... Skoro ona to wyczuła, to co dopiero Jasnoskrzydły, który wzbudzał w nim ogromne przerażenie.
Po wyjściu Teresa Jasnoskrzydły niemal natychmiast wyszedł z pomieszczenia. Nie raczył nawet na nią spojrzeć... Nawet z tą swoją cholerną pogardą, która była bardziej pogardliwa niż jej! I pomyśleć, że kiedyś byli na równi ze sobą. Niby nie można żyć przeszłością...
Ale te wspomnienia z dawnych lat były jak zastrzyk pewności siebie. A dawne niecodzienne przygody przypominały jej o niedoskonałościach jakie posiadał Jasnoskrzydły. Dzięki nim do wielu rzeczy podchodziła z dystansem, choć zdawała sobie sprawę z tego, że w zupełnie innym świetle widzi ją reszta narodu i nawet najbliżsi, których zostało jej już niewielu... Ale w końcu tego chciała. Chciała by inni postrzegali ją, jako silną, bezwzględną, co się wiązała także z pewną oziębłością. Nie chciała być dziewczyną, która, jeśli jej się coś nie uda zanosi się płaczem. Denerwowały ją te osoby, które ryczały tylko dlatego żeby zwrócić na siebie uwagę. Ona taka nie zamierzała być. Nie chciała być taka jak kiedyś... Nie zamierzała wracać do tego samego rozdziału, pragnęła by zapomniano o jej dawnym "ja" i porzucono ten rozdział w jej historii już na zawsze. I nigdy do niego nie wracano. Kiedyś była zbyt słaba, zbyt płaczliwa, według jej stryja. I choć teraz nie odnosił się do niej z ani odrobiną więcej szacunku, to i tak pławi się w tym, gdy beznamiętnie musi ją pochwalić, za dobrze wykonane zadanie. I choć nie kryje to żadnych uczuć, to i tak jest zadowalające.

Rozdział dość szybko, jak na mnie ;) Dzisiaj troszkę więcej z historii, ale i także Nowiutka postać. Myślę, że trochę za dużo ujawniłam i będzie to zbyt monotonne, ale nie będę cofać już tego. Dziękuję wam za motywację i za to, że ktokolwiek czasem zajrzy tutaj. Już nie chodzi o same komentarze, ale o taką wewnętrzną radochę ;3 Więc rozdział gotowy i :)

sobota, 25 października 2014

Rozdział 24 "Nigdy"


I cisza.
....I nic....
       Nicccc......
Pustka odbijała się echem po "pomieszczeniu" wciąż nasilając się, na ile i o ILE TO MOŻLIWE. Zaś twarze ludzi odzwierciedlały nicość. Bladość skóry była wręcz niemożliwa do osiągnięcia w takim stopniu, w jakim w tej chwili była. Nikt i nic ani nie drgnęły. Trwano w bezruchu nie dzieląc się żadną emocją. Być może to wycieńczenie? A może po prostu choroba....- nic...... - najodpowiedniejsze określenie, a zarazem słowo.

Zniknęło... Te dziwne uczucie osiedlone w niej przez ostatnie kilka minut.
     Ta pustka.... Do głowy Laury docierały- choć powoli- bieżące wydarzenia, ich zbieżność... i sens...
- To nie ja! - wypowiedziała równie gwałtownie, jak tempo jej myśli docierających do jej umysłu.
- Ale co nie ty?- Ross zapytał głucho w przestrzeń, choć i tak znał odpowiedź.
- No wież...- Dziewczyna pochyliła głowę, pozwalając aby jej gęste fale zakryły niemal całą twarz. Nie miała prawa się rumienić! I na pewno nie teraz.
Wtem jednak coś przeszkodziło im w rozmowie. Z niczego powstał dziwnie znajomy obłok, z  którego wydobywał się dźwięk.
- Jasne, że nie...- Prychnął głos. Tylko osoba naprawdę tępa na zdrowiu i umyślę mogła nie dojść do wniosku, kto to był. ( sorry, za określenie)
Ta barwa głosu... Wypowiedziana z taką lekkością, choć i tak nie zmieniała intencji mówiącego. Ta wyższość w głosie... To musiał być on.
- Jeszcze trochę wytrzymiecie.- Choć nie było widać jego twarzy, Laurze nasuwał się jego pogardliwie wywyższony, kpiący diabelski uśmiech, którym raczył ( no... w pewnym sensie) ich obdarować.
- To pa paśki.- Pisnął, przy czym zniknął.
Emocje gotowały się w dziewczynie- ponownie. Jak on może tak z nich kpić? Zdecydowanie przegiął i ona nie zamierza się godzić na jego grę, choć do końca nie zna tych cholernych zasad. Jak tylko go dorwie w swoje ręce....! Ach... Oszalała do reszty zgadzając się z nim pójść.
Ją samą zaskoczyła gwałtowność swoich myśli, szybkość zmian emocjonalnych i nastrojów.
Już miało wszystko z siebie wyrzucić, lecz ktoś inny zrobił to za nią:
- On nas obserwuje. Słyszy nasze myśli.- Stwierdził Ross, z nutą przerażenia na twarzy. W końcu kogo nie przeraził by fakt, iż ktoś szperał w jego myślach. Ją to przeraziło, choć nie do końca wierzyła w taką możliwość, po prostu jej nie dopuszczała. Uważała ją za niedorzeczną.
- To niemożliwe... Wiedziałby więcej... A zresztą, to bez sensu.- Postawiła twardo, choć głos wciąż jej drżał.
- Ale spójrz na to z innej perspektywy, dokładnie wiedział, jaki mamy humor... Nasze... hm... zmagania. - Zaczerpnął powietrza. Laura nie potrafiła oderwać od niego wzroku, w oczekiwaniu na kontynuacje.
"Tak... O to chodzi!"- usłyszała gdzieś ponad sobą.
- Mówiłeś coś?- Zapytała instynktownie odskakując.
- Żebyś spojrzała z innej...
- Nie to!
- Laura...- Zaczął trochę poirytowany.
- Na pewno nic nie mówiłeś...?- Chłopak dziwnie na nią spojrzał. Może to tylko jej wyobraźnia. Bez przesady, przecież tutaj wszystko jest dziwne i ma powód, a może i nie...- Potem... w sensie, że później.
"To się niezręcznie zrobiło xD" Mimo to, rozbawiła się tym, a w ślad po niej poszedł Ross. Jakby ktoś szargał ich emocjami, tyle, że skrycie i bardzo prawdziwie.
- Manipuluje nami.
- A może to nie on... tylko ta...yy... choroba, skutki uboczne, czy jak to tam....
- ...się nazywa- dokończyła i zachichotała.- Co się ze mną dzieje?  Wymamrotała, tym razem kładąc się ze śmiechu na...( ?) ziemi.
- Zmieniam zdanie... Robi się coraz dziwniej.



- Już?- Rozległ się głos z lekka poirytowanego Jasnoskrzydłego.*Jego pytanie odbijało się po pomieszczeniu echem, jakby wciąż nie natrafiło na odbiorce. Znudzona istota, co chwila zmieniała pozycję.
Co prawda, może i to był dopiero początek, ale miał mizerne rezultaty. Chciał podkręcić tylko trochę atmosferę, nie zrobił niczego złego. Ludzie są zbyt płytcy, by cokolwiek zauważyć. Miał dość czekania, teraz był podjarany, jak nigdy wcześniej. Co z tego, że to wbrew prawu? On nigdy do końca mu się nie podporządkowywał i jeszcze nigdy nie został ukarany - był najlepszy w swoim fachu i każdy o tym wiedział. Bez niego nie było by nic.
    Ale czy aby na pewno...?
- Oni nie mieli prawa słyszeć ani słowa!- Rozległ się przerażający huk i stukot obcasów o ziemię.
 " Żałosne... Oni wciąż nie zmienili obuwia.., Od kilku wieków wciąż ten sam styl, jak z średniowiecza i godne pożałowania prawa..."- Pomyślał wyrażając szczerą pogardę, lecz zakrył swe emocję warstwą irytacji, skupił swe uczucia ku gniewie na ludzi, choć czuł szczyptę zaciekawienia ich istotą. I ich odmiennym od tutejszego stylem...
-Nie mieli prawa!- Te słowa aż grzmiały. Nawet gdyby Jasnoskrzydły ich nie rozumiał, wzbudzały by w nim taką samą grozę. Choć aura mistrza napierała na niego swoją wielkością ze wszystkich stron, to jakoś zdołał utrzymać się na nogach. Lecz gorzej było ze słowami, które za żadne skarby nie potrafiły wydobyć się z jego ust.
- Podaj mi definicję słowa "milczeć".- Dalej warczał mistrz, choć zdobył się na nieco łagodniejszy ton.- Widzisz, umiesz. Wystarczy tylko się odrobinę postarać.- Choć mistrz ukrył ją szczelnie, nie zatrzymała czujnych oczu Jasnoskrzydłego - kpina.

Pozwolił sobie na zbyt dużo. I już bez tak wielkiego rozmachu, jak przedtem opuścił salę.

Jasnoskrzydły uśmiechnął się zawadiacko, znowu uszło mu płazem. Teraz był pewien, że nawet jego mistrz znał swoją pozycję. Gdy zaszedł za daleko, wycofywał się. Przypominało to w niewielkim stopniu walkę, a raczej jej początek. Gdy przeciwnik był zbyt silny, a w tym przypadku jego pozycja społeczna była wiele wyższa agresor rezygnował z dalszego zmagania, lecz gdy nie... Tutaj chyba nie trzeba tłumaczyć. Zresztą po co? I tak inaczej nie było... Nigdy...

                                                                                 Odkąd on pamięta...


Jasnoskrzydły- określony jako jeden z największych, tylko on nosił pełen przydomek. Nie miał imienia.... ( ale o tym w następnym rozdziale ^^)