sobota, 25 października 2014

Rozdział 24 "Nigdy"


I cisza.
....I nic....
       Nicccc......
Pustka odbijała się echem po "pomieszczeniu" wciąż nasilając się, na ile i o ILE TO MOŻLIWE. Zaś twarze ludzi odzwierciedlały nicość. Bladość skóry była wręcz niemożliwa do osiągnięcia w takim stopniu, w jakim w tej chwili była. Nikt i nic ani nie drgnęły. Trwano w bezruchu nie dzieląc się żadną emocją. Być może to wycieńczenie? A może po prostu choroba....- nic...... - najodpowiedniejsze określenie, a zarazem słowo.

Zniknęło... Te dziwne uczucie osiedlone w niej przez ostatnie kilka minut.
     Ta pustka.... Do głowy Laury docierały- choć powoli- bieżące wydarzenia, ich zbieżność... i sens...
- To nie ja! - wypowiedziała równie gwałtownie, jak tempo jej myśli docierających do jej umysłu.
- Ale co nie ty?- Ross zapytał głucho w przestrzeń, choć i tak znał odpowiedź.
- No wież...- Dziewczyna pochyliła głowę, pozwalając aby jej gęste fale zakryły niemal całą twarz. Nie miała prawa się rumienić! I na pewno nie teraz.
Wtem jednak coś przeszkodziło im w rozmowie. Z niczego powstał dziwnie znajomy obłok, z  którego wydobywał się dźwięk.
- Jasne, że nie...- Prychnął głos. Tylko osoba naprawdę tępa na zdrowiu i umyślę mogła nie dojść do wniosku, kto to był. ( sorry, za określenie)
Ta barwa głosu... Wypowiedziana z taką lekkością, choć i tak nie zmieniała intencji mówiącego. Ta wyższość w głosie... To musiał być on.
- Jeszcze trochę wytrzymiecie.- Choć nie było widać jego twarzy, Laurze nasuwał się jego pogardliwie wywyższony, kpiący diabelski uśmiech, którym raczył ( no... w pewnym sensie) ich obdarować.
- To pa paśki.- Pisnął, przy czym zniknął.
Emocje gotowały się w dziewczynie- ponownie. Jak on może tak z nich kpić? Zdecydowanie przegiął i ona nie zamierza się godzić na jego grę, choć do końca nie zna tych cholernych zasad. Jak tylko go dorwie w swoje ręce....! Ach... Oszalała do reszty zgadzając się z nim pójść.
Ją samą zaskoczyła gwałtowność swoich myśli, szybkość zmian emocjonalnych i nastrojów.
Już miało wszystko z siebie wyrzucić, lecz ktoś inny zrobił to za nią:
- On nas obserwuje. Słyszy nasze myśli.- Stwierdził Ross, z nutą przerażenia na twarzy. W końcu kogo nie przeraził by fakt, iż ktoś szperał w jego myślach. Ją to przeraziło, choć nie do końca wierzyła w taką możliwość, po prostu jej nie dopuszczała. Uważała ją za niedorzeczną.
- To niemożliwe... Wiedziałby więcej... A zresztą, to bez sensu.- Postawiła twardo, choć głos wciąż jej drżał.
- Ale spójrz na to z innej perspektywy, dokładnie wiedział, jaki mamy humor... Nasze... hm... zmagania. - Zaczerpnął powietrza. Laura nie potrafiła oderwać od niego wzroku, w oczekiwaniu na kontynuacje.
"Tak... O to chodzi!"- usłyszała gdzieś ponad sobą.
- Mówiłeś coś?- Zapytała instynktownie odskakując.
- Żebyś spojrzała z innej...
- Nie to!
- Laura...- Zaczął trochę poirytowany.
- Na pewno nic nie mówiłeś...?- Chłopak dziwnie na nią spojrzał. Może to tylko jej wyobraźnia. Bez przesady, przecież tutaj wszystko jest dziwne i ma powód, a może i nie...- Potem... w sensie, że później.
"To się niezręcznie zrobiło xD" Mimo to, rozbawiła się tym, a w ślad po niej poszedł Ross. Jakby ktoś szargał ich emocjami, tyle, że skrycie i bardzo prawdziwie.
- Manipuluje nami.
- A może to nie on... tylko ta...yy... choroba, skutki uboczne, czy jak to tam....
- ...się nazywa- dokończyła i zachichotała.- Co się ze mną dzieje?  Wymamrotała, tym razem kładąc się ze śmiechu na...( ?) ziemi.
- Zmieniam zdanie... Robi się coraz dziwniej.



- Już?- Rozległ się głos z lekka poirytowanego Jasnoskrzydłego.*Jego pytanie odbijało się po pomieszczeniu echem, jakby wciąż nie natrafiło na odbiorce. Znudzona istota, co chwila zmieniała pozycję.
Co prawda, może i to był dopiero początek, ale miał mizerne rezultaty. Chciał podkręcić tylko trochę atmosferę, nie zrobił niczego złego. Ludzie są zbyt płytcy, by cokolwiek zauważyć. Miał dość czekania, teraz był podjarany, jak nigdy wcześniej. Co z tego, że to wbrew prawu? On nigdy do końca mu się nie podporządkowywał i jeszcze nigdy nie został ukarany - był najlepszy w swoim fachu i każdy o tym wiedział. Bez niego nie było by nic.
    Ale czy aby na pewno...?
- Oni nie mieli prawa słyszeć ani słowa!- Rozległ się przerażający huk i stukot obcasów o ziemię.
 " Żałosne... Oni wciąż nie zmienili obuwia.., Od kilku wieków wciąż ten sam styl, jak z średniowiecza i godne pożałowania prawa..."- Pomyślał wyrażając szczerą pogardę, lecz zakrył swe emocję warstwą irytacji, skupił swe uczucia ku gniewie na ludzi, choć czuł szczyptę zaciekawienia ich istotą. I ich odmiennym od tutejszego stylem...
-Nie mieli prawa!- Te słowa aż grzmiały. Nawet gdyby Jasnoskrzydły ich nie rozumiał, wzbudzały by w nim taką samą grozę. Choć aura mistrza napierała na niego swoją wielkością ze wszystkich stron, to jakoś zdołał utrzymać się na nogach. Lecz gorzej było ze słowami, które za żadne skarby nie potrafiły wydobyć się z jego ust.
- Podaj mi definicję słowa "milczeć".- Dalej warczał mistrz, choć zdobył się na nieco łagodniejszy ton.- Widzisz, umiesz. Wystarczy tylko się odrobinę postarać.- Choć mistrz ukrył ją szczelnie, nie zatrzymała czujnych oczu Jasnoskrzydłego - kpina.

Pozwolił sobie na zbyt dużo. I już bez tak wielkiego rozmachu, jak przedtem opuścił salę.

Jasnoskrzydły uśmiechnął się zawadiacko, znowu uszło mu płazem. Teraz był pewien, że nawet jego mistrz znał swoją pozycję. Gdy zaszedł za daleko, wycofywał się. Przypominało to w niewielkim stopniu walkę, a raczej jej początek. Gdy przeciwnik był zbyt silny, a w tym przypadku jego pozycja społeczna była wiele wyższa agresor rezygnował z dalszego zmagania, lecz gdy nie... Tutaj chyba nie trzeba tłumaczyć. Zresztą po co? I tak inaczej nie było... Nigdy...

                                                                                 Odkąd on pamięta...


Jasnoskrzydły- określony jako jeden z największych, tylko on nosił pełen przydomek. Nie miał imienia.... ( ale o tym w następnym rozdziale ^^)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz