Czasami wszystko się sypie... Jest do niczego, ale mam ciebie... Choć za późno to sobie uświadamiam.
poniedziałek, 30 czerwca 2014
Rozdział 16 "...Dla niego"
Ross Lynch powrócił do białego zakątka, szpitala. Po raz kolejny, choć jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy. Otaczała go ze wszystkich stron biel.
Biel, która tak go niedawno denerwowała. Teraz nawet nie zdolny był jej zobaczyć. Był wciąż nieprzytomny, niedawno siedziała przy nim pewna brunetka, która czuła się za to, co go spotkało odpowiedzialna. Była przy nim całą noc, mimo iż prawie w ogóle go nie znała. Jednak głęboko czuła w sobie więź, która ich połączyła. Może to książka, a może wypadek? Jednak w rzeczywistości było to coś głębszego, lecz bardzo chwiejnego, łatwego do zerwania i mocno przyćmionego. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, on pewnie też nie potrafiłby na jej miejscu. Dziewczyna wyszła dziesięć minut przed wejściem do sali pielęgniarki, która miała sprawdzić stan pacjenta. Nic się nie zmieniło, ani na lepsze, ani też na gorsze. Było to bardzo niepokojące oraz dziwne, więc pielęgniarka szybko przekazała informację lekarzowi.
- Stan pacjenta jest dość niepokojący, od wczoraj nic się nie zmieniło.- Zdyszana próbowała się uspokoić, ostatnio taki pacjent przytrafił się jej parę dobrych lat temu, nie udało mu się przeżyć. Teraz wąchał już kwiatki od spodu.
- Doprawdy?- Zamyślony dość młody lekarz podrapał się po długo zapuszczanej hiszpańskiej bródce zbierając myśli w jedną kupę. - A ta dziewczyna, która czuwała przy nim całą noc?
- Poszła już. Minęłyśmy się przy drzwiach.- Opowiedziała blondynka zawiedziona, że jej nie zatrzymała. Choć dziewczyna pewnie już padała z wycieńczenia.
- Znaleźliśmy jakieś dane na jego temat? Trzeba zawiadomić rodzinę, ta dziewczyna może coś wiedziała. - Oparł się nerwowo na łokciach wyszukując jakiegoś odpowiedniego wyjścia. - Wiemy tylko, że ma na imię Ross. Jak mogłem do tego dopuścić... Jak mogłem zapomnieć o wypytanie tej dziewczyny o szczegóły, choć ogóły były także nieznane? - Obwiniał się mężczyzna.
- Szkoda było mi tej dziewczyny...Była taka roztrzęsiona, że nie potrafiłabym torturować ją pytaniami. Przepraszam, jeśli pojawi się ponownie spróbuję...
- Nie rozpatrujmy przyszłości. - Ostro zamknął temat doktor. - Jeśli przyjdzie, to przyjdzie, jeśli nie... - Znajdziemy inny sposób...- Jeśli takowy by był, dokończył w myślach lekarz. Nie wierząc nawet we własne słowa, będący pewien swojego zwolnienia, a w najlepszym przypadku obniżenia pensji.
Pielęgniarka bez słowa wyszła z gabinetu urażona słowami mężczyzny. Powróciła do sali w której znajdował się Ross i wyszeptała:
- Biedny chłopak... Nawet rodzina nie wie, co się dzieje z nim, nikt go nie rozpoznaje... - Po czym słysząc dźwięk otwieranych drzwi ujrzała brunetkę. Momentalnie rozpromieniała. Prawdo podobnie nie zostanie zwolniona! Lecz będzie musiała patrzeć, jak dziewczyna cierpi.
Laura już chciała wyjść, wyjąkała tylko słabo "przepraszam", postanowiła poczekać na zewnątrz. Ku jej zaskoczeniu pielęgniarka chwyciła ją za rękę i delikatnie pociągnęła. Po chwili zatrzasnęły się też i drzwi.
- Poczekaj chwilkę! Muszę z tobą porozmawiać...
- Przyszłam tylko po torebkę. - Wskazała krzesło, na którym spoczywała jej nieduża wykonana ze skóry czerwona torebka, która bogata była w liczne wzory. To była jej najukochańsza rzecz, bowiem dostała ją od swojej dawnej przyjaciółki z dzieciństwa Raini. Czarnowłosa przyjaciółka uwielbiała się stroić, zwracała uwagę na każdy szczegół, potrafiła zatuszować każdą wadę w sylwetce. Umiejętnie dobierała ubrania, biżuterię oraz obuwie. Po przyjaciółce została dziewczynie tylko ta torebka oraz wspólny album ze zdjęciami. Posiadała ją od 10 lat, od dnia w którym musiała pożegnać swoje miasto, przyjaciół oraz wszystko co tam pozostało, wraz z uczuciami.
Wiedziała, że nigdy już jej nie zobaczy, taka szansa zdarzyć by się mogła tylko jednej osobie na milion. Było to po prostu niewykonalne, nie mogła dopuszczać do siebie nadziei, choć każdego dnia modliła się aby chociaż zobaczyć ją na parę sekund i wręczyć jej prezent, który miała przygotowany jeszcze dzień przed wyjazdem, jednak zabrakło jej wtedy odwagi, by go wręczyć. Bardzo tego żałowała, ale nie mogła już nic zrobić. Wtedy nie mogły nawet utrzymać ze sobą kontaktu, nie posiadały telefonów, miały dopiero sześć, a ich matki nie przepadały za sobą.
- Aha...- Przerwała zamyślenie brunetki pielęgniarka. - Czy mogłabyś odpowiedzieć mi na parę pytań dotyczących..- Ugryzła się w język, nie mogła jej tak nagle stresować. Jednak zbyt późno, Laura zorientował się już o co chodzi i do jej głowy napływały odświeżone wspomnienia, ten ból, gdy ujrzała Rossa, leżącego przed budynkiem, przypomniała się jej własna bezradność. Brak opanowania, łzy...
Nogi się pod nią ugięły, a ona sama opadła na krzesło, zrobiła kilka głębokich wdechów według zaleceń blondynki i trochę się uspokoiła.
"Jak ja to zrobię...?" Załamała się kobieta.
- Spokojnie... Wiem, że to będzie dla ciebie trudne, ale zacznijmy od najprostszych pytań, nie musisz odpowiadać na wszystkie.- Uspokoiła dziewczynę oraz siebie. Laura postanowiła wziąść się w garść.
W ten sposób mu pomoże, to nie ona jest ofiarą, tylko on. Wcześniej nie potrafiła nic zrobić, ale teraz da radę mimo iż wspomnienia wywołują u niej nieprzyjemne dreszcze to musi przetrwać. Nie dla siebie, lecz dla niego.
- Postaram się dać z siebie wszystko!- Z wyraźną powagą oraz pewnością rzekła. Już sama deklaracja kosztowała ją dość dużo wysiłku, co było widać po zaskoczeniu pielęgniarki.
- A więc zacznijmy. Naprawdę jestem bardzo wdzięczna, bo wiem jaki to dla ciebie wysiłek. Bogu dzięki, że zostawiłaś tutaj tą torebkę!
Laura w odpowiedzi szczerze się uśmiechnęła. Po raz pierwszy od bardzo dawna zdobyła się na taki gest. Cały czas była tylko tchórzem, wielkim tchórzem, który nie potrafił nawet się odezwać w chwili zagrożenia.
W tej chwili w jakimś stopniu była z siebie dumna, zdeterminowana i gotowa na najgorsze pytania. Przysięgła, że odpowie na każde, nawet jeśli będzie musiała wracać do tamtych chwil, wspomnień oraz odczuć.
piątek, 27 czerwca 2014
WAŻNE: Aktualizacja... + Rozdziały
Siemka ;) Mam dla Was kolejną wiadomość. Post będzie dosyć krótki i bardzo ogólnikowy.
WZNAWIAM ZAKŁADKĘ
"DATY DODAWANIA ROZDZIAŁÓW"!
Już ją uaktualniłam i postaram się ją uzupełniać.
Dziękuję za przeczytanie :*
niedziela, 22 czerwca 2014
Rozdział 15 " Skończ, co zaczęłaś"
Laura Marano...... Czyli pięcioletnia grzeczniutka oraz słodziutka dziewczynka o wielkich czekoladowych oczach, która uwielbia kartkować książki, nawet te bez obrazków.
Tak właśnie o niej mówiło wszelkie wujostwo oraz jej własni rodzice. Natomiast kuzynostwo oraz jej starsza siostra Vanessa w skrócie nazywają" przyszłym molem książkowym", co jej najwyraźniej wcale nie przeszkadzało, a przynajmniej do pewnego wieku.
Lecz nie o tym teraz mowa... Oj nie!
- Mamusiu! Tatusiu! Proszę zapiszcie mnie na organki, proszę.- Niemalże codziennie błagała malutka Laura swoich rodziców, którzy nie chcieli się zgodzić, aby uczęszczała ona na lekcję gry na fortepianie. I za każdym razem odpowiadali tym samym oziębłym tonem:
- Nie, to za wcześnie.- I nie odpowiadali na żadne inne.
Jednak dziewczynka nie traciła nadziei, którą można by było w małych ilościach wypatrzeć w ich krótkiej odpowiedzi. Chociaż nic dotychczas nie pomagało, nawet błaganie na kolanach.
I tak minęło parę miesięcy wytrwałego błagania Laury, które nie skutkowało niczym innym, jak coraz większym zdenerwowaniem państwa Marano. Jednak pewnego dnia, gdy Laura bardzo powoli składając literki w słowo, a słowa w zdanie czytała książkę do jej pokoju weszła mama mówiąc:
- Odłóż książeczkę, a powiem Ci tajemnice?- Łagodnie uśmiechnęła się i włożyła córeczce kosmyk opadających jej na oczy włosów za ucho.
-Dobrze. Ale co to jest tajemnica? Widziałam dużo razy te słowo w mojej książeczce, ale nie wiem co oznacza.- To taka rzecz, którą wiemy tylko my i nie śmiemy nikomu innemu powiedzieć, bo wtedy to nie była by już tajemnica.- Matka uśmiechnęła się do swojej pociechy i już miała zacząć wyjawiać sekret, lecz dziewczynka zadała kolejne pytanie:
- Mamusiu, a czy Vanessa zna tajemnicę?- Ze zdenerwowaniem, ale zarazem i zaciekawieniem spytała brunetka. - Ona zawsze mówi, że wie wszystko.
Grace natomiast tylko wybuchła śmiechem. Lecz widząc zmieszanie Laury natychmiast przestała i tylko się uśmiechnęła.
- Ach ta nasza Vanesia...- Westchnęła matka, ale malutka brązowooka dziewczynka nie rozumiała o co chodzi jej mamusi. - Córeczko, nie pamiętasz co to znaczy tajemnica? Możemy znać ją tylko ja
i tylko ty.
- A jaka to tajemnica ?- Zapytała z wielkim uśmiechem na twarzy Laura, która była już spokojna o
swoją, a raczej wspólną tajemnicę o której jeszcze prawie nic nie wie.
- Tak dzielnie nas przez ten długi czas prosiłaś, że porozmawiam z tatą i zapiszemy cię na pianino. - Dziewczynka dosłownie skakała ze szczęścia słysząc ową tajemnice, lecz zastanowiła się chwilę... Miała wątpliwości, czy to aby na pewno jest tajemnica.
- Ale czemu to jest tajemnica?- Spytała w prost, zastanawiając się nad sensem tego słowa.
- Nie możesz tego nikomu powiedzieć. - Szepnęła Grace i chwyciła dziewczynkę za rękę. - Powiedziałam Ci to wcześniej, żebyś mogła przemyśleć kilka rzeczy, między innymi także twoje zachowanie. - Puściła rękę dziewczynki, uśmiechnęła się i cichaczem wyszła z pokoju, zostawiając Laurę samą ze swoimi ciężkimi myślami. Dziewczynka dopiero po jakimś czasie zauważyła, że w pokoju brakuję sylwetki mamy.
Po kilku dniach rodzice oznajmili jej wcześniej poznaną wiadomość :
Będzie chodzić na organki!!! - Bardzo była rada, choć wcześniej rodzice powtarzali jej, aby dobrze się zastanowiła, bo potem nie będzie odwrotu. I, że teraz może jeszcze zrezygnować, bo potem będzie już za późno. Dziewczynka nie rozumiała dlaczego rodzice wciąż jej to powtarzają.
Na pierwszych lekcjach Laura czuła się jak w niebie mimo iż jej nauczycielka nie była zbyt sympatyczną osobą. Choć pani Regelly, bo tak miała na imię jej nauczycielka ze dwa razy przy państwie Marano uśmiechnęła się nie specjalnie przypadła im do gustu, a co dopiero swej nowiutkiej uczennicy. Według pani Regelly "Kurtuazja nie ma nic do rzeczy, najważniejsza jest praca, czyli efekt" Mimo iż w pewnej części miała rację podchodziło do tego nieodpowiednio.
"Miała złe nastawienie" - trafnie ujęła w myślach Laura. Dzięki temu brunetka z każdym dniem, tygodniem, mięsiącem miała jej coraz bardziej dosyć. Do tego musiała codziennie ćwiczyć po godzinie to samo, wciąż to samo. Efekty były zadawalające, ale mogły by być lepsze gdyby chociaż polubiła to bardziej choćby nawet o 1%. Było to dla niej istne piekło, które coraz bardziej ją nużyło i przestawało bawić, tak jak na początku. Teraz był to dla niej tylko zwykły obowiązek, jak każdy inny, który musi wykonać, by nie przyznać racji rodzicom. Musiała im udowodnić, że da radę i się nie podda. Ta walka trwała dwa lata. Brunetce doskonale szła gra na pianinie, " Jak na swój poziom?" - prawie zawsze dodawała jej nauczycielka. U Laury niestety uczucia pozostawały takie same, choć miała nadzieję, że z biegiem czasu pocisną się choć odrobinę w lepszą stronę. Zatajała ona swoją niechęć do instrumentu, nauczycielki i samej siebie udając szczęśliwą wywiązując się ze swojego obowiązku, o który przecież tak dzielnie walczyła. Najbardziej bolało ja jednak to, gdy jej rodzice chwaląc się jej grą dodawali, że ich córeczko robi to od siebie i powtarzali, że sama to wywalczyła. " Sama..."- to słowo odbijało się echem w jej głowie nie dając jej spokoju. Nie mogła już tak dłużej, za długo się z tym męczyła. W końcu przestała systematycznie ćwiczyć, a w miejsce treningu, włożyła śpiew. Rodzice byli zaniepokojeni, gdy okazało się, że pierwszy raz byłą nie przygotowana na lekcję gdy na pianinie, po czym wyznała im całą prawdę. Nie zaakceptowali oni jednak jej i kazali skończyć co zaczęła.Ona jednak zamierzała postawić na swoim, zbyt długo zwlekała. I tak zaczęła się buntować. Nie ćwiczyła w domu gry na pianinie, a na lekcjach, o ile ich nie opuściła i kryła się gdzieś za krzakami nie dawała z siebie nic. Rodzice próbowali ją uspokoić - bezskutecznie. Ojciec powtarzał wciąż to samo : "Skończ, co zaczęłaś" Dwa lata temu postawił wraz z małżonką ten warunek, mimo iż dziewczynka go nie rozumiała. Co chcieli jej przekazać? Tak małej dziewczynce. Z pewnością lekcję, którą by nie zrozumiała, a może jednak...?
Laura jednak wciąż przesuwała granice, niekiedy nawet nic nie jadła chcąc pokazać swoją wyższość. Przerażeni rodzice postanowili wypisać ją nieodwołalnie ze szkoły. Już nie widzieli w swojej córeczce aniołka sprzed lat. Wykorzystała swoją szansę... Ale skąd tak nagle wzięła ją taka złość? - Zastanawiali się, chcąc rozwikłać tak trudną zagadkę, Pytali ją, ale ona będąc pewna, że je nie zrozumieją - nie odpowiadała. Zamieniała z nimi ledwo co dwa zdania na dzień. Ta sytuacja poróżniła ich niesamowicie. Nawet jej własna rodzina nie potrafiła jej zrozumieć...- Obarczała się Laura. Nawet Vanessa nie mogła nic zdziałać, choć tylko ona odkryła, że brunetka wcale nie pałała miłością do "organek". Nie zamierzała rozmawiać o tym z rodzicami, bo i jej by się dostało. Choć teraz była pewna, że popełniła błąd, więc podeszła do siostry i opowiedziała jej o tym, że na pianinie nie gra się tylko klasyki, lecz także piosenki puszczane w radiu. Jednak siostrzyczka nie wykazywał zainteresowania i była tylko zła na siostrę. Po co wogóle jej to mówiła, skoro jest za późno. Lecz w głębi duszy czuła ciekawość, więc po wymianie zdań z siostrą w kolejny dzień przysiadła do pianina i nacisnęła klawisz, natychmiast jej wyobraźnia rozpoznała nutę, byłą to pierwsza nuta jej ukochanej piosenki z dzieciństwa, którą sama wymyśliła, tyle, że bez akompaniamentu. Po chwili zaczęła szukać dalszych dźwięków i wciągnęło to ją niesamowicie. Zauważyła to i Vanessa, która współczuła jej bardzo, widząc, że tak na prawdę, że nie miała ona wsparcia u najbliższej rodziny i gdyby wcześniej porozmawiała z nią może do wielu rzeczy by nie doszło. Laura miała to samo zdanie, lecz w innej interpretacji, interpretacji słów taty "Mogłam jeszcze zaczekać..." Lecz siostra poprawiła to " Gdyby nie to, to nie doszłoby do tego... - Przyłożyła rękę do pianina i zachichotała. - Jakoś to będzie, jakoś przeżyjemy. Ty mały molu książkowy!" W ten sposób Laura odkryła swoje zamiłowanie do muzyki. Ale był to tylko początek, który choć był nie łatwy wciąż był tylko początkiem i w trakcie czekało jeszcze wiele niespodzianek, o których jeszcze wspominać nie należy. A było ich bardzo wiele, choć nie ograniczały się tylko do negatywnych i pozytywnych, były też inne...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
A więc... Rozdział napisany(uff...) Z lekkim opóźnieniem, lecz chyba troszkę dłuższy nić poprzedni. Teraz muszę szybko zabrać się za kolejny. Dziękuję Wam za wejścia. :* Przepraszam za wszystkie błędy i za chaotyczność zdarzeń i słów oraz coś mi się (jak zwykle) pomyliło i wyszło jak wyszło... . Pa ;)
poniedziałek, 16 czerwca 2014
WAŻNE; Wracam + postęp rozdziału
Cześć! Na początek chciałabym Was bardzo przeprosić, za moją długą nieobecność na blogu, mimo iż Was tu nie brakowało :) Z czego się bardzo, bardzo cieszę :)
Chciałabym Was oficjalnie (xD) powiadomić ( xD), że postaram się poprawić i będę kontynuowała opowiadanie...
Ale czemu piszę to w osobnym poście? Niektóre osoby nie czytają końcówek ( moich dopisek), ale to nie jedyny powód. Chciałabym również wzbogacić tego bloga w kilka dodatkowych postów, gdyż trochę tu pusto :( Ale także od teraz wszystkie ważne lub mniej ważne wiadomości będę umieszczała także w dodatkowych postach. No to chyba na tyle. Dzięki za przeczytanie i do zobaczenia... ;)
PS; Z prawej strony bloga nad licznikiem wejść umieszczona jest taka notatka, w której jest napisany postęp pracy nad rozdziałem, który będę w miarę swoich sił aktualizowała. ;)
niedziela, 15 czerwca 2014
Rozdział 14 "Łatwiejsze rozwiązania nie zawsze są korzystniejsze, lecz te trudniejsze wymagają ogromnego poświęcenia "
W tym samym czasie Laura mocno trzymając rękoma przywartą do jej klatki piersiową grubą teczkę dokumentów szła w stronę miejsca pracy. Mimo iż prawie skończyła swoją zmianę nie miała zamiaru jeszcze wychodzić. Czemu? Dziwnym zbiegiem okoliczności Ross posiada tą samą książkę co ona i nie mieszka na końcu świata czy też w innej galaktyce. Nie może tego tak zostawić, ani nawet uciec, mimo iż to byłoby łatwiejsze.
Nagle widząc na ziemi swój telefon stanęła, jak słup soli w miejscu. Zaczęła się rozglądać na wszystkie strony, ruszyła powolnym krokiem, tak jakby bała się, że wpadnie w jakąś pułapkę. Nigdzie nie było chłopaka, lecz pozostawił książkę, nie mógł tak po prostu uciec. Dziewczyna Odruchowo chwyciła ją w ręce i mocno ścisnęła. Była przerażona, serce biło jej jak młot, a ręce drżały. cofnęła się o kilka kroków i zabrała telefon. Gdy tylko odblokowała ekran zobaczyła otwartą skrzynkę pocztową. "O nie...!" pomyślała czytając ostatni esemes. Momentalnie się obudziła zaczęła skakać między regałami w poszukiwaniu blondyna. Nigdzie go nie było. Wzięła klucze potrzebne do zamknięcia biblioteki i ruszyła żwawym krokiem w stronę wyjścia. Była osobą bardzo odpowiedzialną i nie mogła po prostu wybiec z budynku nie zamykając go. Mimo iż wiele nie zarabiała starała się jak mogła aby wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej, w tym dniu miała akurat ją zamykać, więc czuła, że i tym razem musi wywiązać się ze swojej pracy.
Jednak, gdy tylko uchyliła drzwi, niemalże jęknęła z przerażenia na widok leżącego na ziemi Rossa. Co ma zrobić? Zadawała sobie te na ogół banalne pytanie. W szkołach niby uczono, jak w takich sytuacjach należy się zachować, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Chciała już uciec, ale powstrzymała się, z oczu ciekły jej łzy, przykucnęła przy nim, sprawdziła czy oddycha.
Nagle niespostrzeżenie zza barierek znajdujących się na chodniku wyłoniła się postać. Tylko jedna, a przecież tak wielu przechodziło i gapiło się centralnie widząc wypadek, lecz nie zrobiło nic poza tym. Laura nie chciała wołać o pomoc. "Bo po co? Wygłupiła by się tylko. Mimo iż nie była to sprawa lekka, nie umiałaby by w sobie zebrać tyle odwagi, by chociaż podnieść nieco głos lub choć się odezwać, do tego doszło jej oszołomienie, brak koncentracji, okazała się bezradna. Tajemnicza postać wyłoniła się w chwili, gdy zdecydowała się na zaczepienie jakiejś osoby. Ta owa osoba była kobietą, choć można by było ją pomylić z mężczyzną ze względu na jej dość krótkie kruczoczarne włosy, któe doskonale zlewały się z jej odzieniem. Wiele osób nieźle by przestraszył jej widok gdyby nie jej ogromne, jaskrawe, błękitne oczy, które magnetyzowały. Był to bardzo rzadki widok, gdyż nie wielu posiada taką urodę. Gdy tak spoglądała na wypadek równocześnie do niego podążając w jej oczach można było ujrzeć niewinne dziecko, które się zagubiło w jej mrocznym stylu.
- Co się gapisz?- Odwarknęło niewinne dziecko, które po chwili zanikło.- Dzwoń po karetkę, ja zajmę się chłopaczkiem.- Tak oto odezwała się pierwszy i zarazem ostatni raz. Umilkła i przez cały czas nie otwierała ust, by cokolwiek powiedzieć, nawet po przybyciu ratowników, którzy byli NIECO zszokowani jej osobą. Może ze względu na wygląd, albo na małomówność?Któż to wie... W każdym bądź razie kobieta zniknęła wraz z zatrzaskującymi się drzwiami furgonetki. Wtedy, kiedy Ross był w drodze do szpitala.
Laura, jednak nie miała negatywnych odczuć związanych z kobietą. Wręcz przeciwnie, była jej bardzo wdzięczna, za wybudzenie jej ze stanu oszołomienia swoim grubym, donośnym, nieco wrednym głosem. W duszy wiedziała, że ta kobieta po prostu spadła jej z nieba, a bez niej nie zrobiła by nic. I to ją właśnie martwiło. Ta bezradność w tak ważnej chwili, sytuacji, zawsze wszyscy powtarzali jak to ona jest odpowiedzialna, gdyż codziennie się uczy, czyta wiele książek. Strasznie ją to denerwowało, że nie zauważają u niej innych cech, tylko, że jest pilną, grzeczną uczennicą i nie buntuje się. Denerwowało ją, że nie potrafili zaakceptować tego iż kocha muzykę całym swoim sercem. Uważali, że to tylko starta czasu i pieniędzy, jednak nie zawsze tak było...
-------------------------------------------------------------------------
I tak w skrócie powiem, że o tym właśnie opowiem w następnym rozdziale... Jak to u niej było ;)
I być może nie tylko... ;)
piątek, 6 czerwca 2014
Rozdział 14 = Zapowiedź =
To nie mogła być prawda.. Jak to możliwe? Te pytanie Ross zadał sobie chyba już z milion razy, był oszołomiony, nie potrafił nawet ruszyć się z miejsca. W taki sposób znokautowało go kilka esemesów, które wielu pewnie powaliłoby na ziemię, tyle, że ze śmiechu. W tym przypadku był bezradny, jego osobowość nie pozwalała mu tego tak sobie po prostu zlekceważyć, choćby nawet chciał - nie potrafiłby. Stopniowo obraz stawał się coraz mniej ostry, mniej wyrazisty, ciemniejszy. Po chwili opuścił rzecz, którą trzymał w ręce, była to komórka. Nie kiwnął nawet jednym palcem, nie potrafił. Ogarnęło go przerażające uczucie, uczucie, którego nigdy nie zaznał, nie rozumiał.
Nagle wstał i po prostu wyszedł z budynku nie zabierając nawet ze sobą książki. Gdy tylko był już na zewnątrz upadł na twardy grunt tracąc przytomność...
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Postanowiłam, że będę kontynuować pisanie na blogu, lecz zmienię trochę historię, tematykę. Przepraszam za wszystkie błędy i dziękuję za liczne wejścia podczas mojej kilkumiesięcznej "nieobecności". <3 div="" nbsp="">3>
Subskrybuj:
Posty (Atom)