sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 20 "Coulisclair*"

Oboje nabrali trochę różu na twarzy.
- Na pewno wszystko się ułoży.- Przed chwilą jeszcze mówił coś innego, że aż trudno było uwierzyć mu na słowo.
- Nie, to nie jest takie proste.- Zaprzeczyła Laura.- Nic nie jest...
- Ma rację dziewczyna.- Męski, ale dość wysoki głos echem roznosił się po mieszkaniu. - W szczególności, że nawet nie wie jak sprawdzić czy żyją.
- Co masz na myśli? - Wycedziła przez zęby.- Czyli teraz wiemy, że jesteś facetem.- Głośno pomyślała zmieniając swój ton na nieco łagodniejszy.
- Hola, hola. Daj se na wstrzymanie. Przyleciałem Wam pomóc. - Uspokoił nieznajomy.
- Pokażesz się nam?- Najspokojniej na świecie spytał Ross, co zirytowało Laurę. Przecież nie musi mówić prawdy, może kłamać...
- Hola, hola. Wyluzuj, nie myśl, że to takie proste, skoro sama podróż kosztowała mnie wiele mocy. - Co tutaj jest grane? - Oboje pomyśleli. Ale skoro ma im pomóc, to niech najpierw się wypowie. "O ile nie kłamie" dopowiedziała w myślach Laura.
- Nie kłamię. - Zwrócił się do dziewczyny, a ona tylko przewróciła oczami. Nie dość, że ją denerwuje, to dodatkowo umie czytać w myślach. Rossa widocznie jednak bardziej zszokowała ta wiadomość:
- Umiesz czytać nam w myślach? - Spytał z niedowierzaniem.
- Nie, ale widzę waszą aurę. Gdy się denerwujecie jest czerwona, gdy jesteście spokojni błękitna, jest wiele kolorów odzwierciedlających waszą aurę. Umiem rozpoznać także aluzje, kłamstwa, uczucia które towarzyszą myślą. Jednak same myśli pozostają mi obce. Nie można pozwolić jednak...- Przerwał widząc ich miny. Jeszcze nie byli całkowicie gotowi na ten przeskok, jednak nie było już czasu. Ciemność była blisko, aż za blisko. Zerknął na dziewczynę. " Szczególnie w sercu"- pomyślał.
- Ale... To niemożliwe. - Wydusiła dziewczyna.
- Niemożliwe...- Zawtórował chłopak.
 Ta"osoba" postanowiła się ukazać mimo iż w ten sposób utraci prawie połowę pozostałej jej mocy- inaczej mu nie uwierzą...
  Po chwili ich oczom ukazał się niesłychanie piękny widok. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o pięknych niebieskich oczach, a może nawet niebiańskich... Odziany w złotą zbroję, która sięgała mu aż do kostek, na nogach miała sandały, lecz nie było one zwykłe... Wykonane były z liści, liści, ozdobione były natomiast tu i ówdzie winogronami. Jego kręcone, długie włosy błyszczały na wszystkie możliwe kolory, a na jego plecach wyrosły ogromne pierzaste, białe skrzydła. Anioł? Widzieli anioła? Wrażenie było niesamowite.
- Jesteś...- Zaczęła Laura.- Aniołem?
- Nie, jestem coulisclair*.
- Jasne... co? - Rzekł Ross wykrywając w wypowiedzi Francuski.
- Jasnoskrzydły. - Odpowiedział z dumą.
- Ale to się nie klei gramatycznie. - Zauważyła Laura.
- W naszym języku wasza gramatyka nie jest stosowana. Tworzymy sami, nie kleimy tego z wami.
   Wielkie "Cooooo...?" nasunęło się obojgu ludziom na myśl.

-------------------------------------------
* coulisclair (fran.) = coulisses (skrzydła) + clair (jasny)

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 19 " Między innymi sytuacja"

- Laura?- Powtórzył znajomy głos. To Ross! Jeszcze gorzej- pomyślała. Skryła się pod łóżkiem - dość mizerny pomysł, chłopak od razu ją zauważył. Dziewczyna była przerażona, po co on do niej przyszedł? Może kolejna porcja wredfytek czy niechcętwojejpomocyburgera? Tym razem nie będzie siedziała cicho.
- Laura? Co ty...- Zawiesił głos.- Co się stało?- poprawił. Może to nie ona, może to znowu ten ktoś?- pomyślał chłopak z niedowierzaniem patrząc na mieszkanie.
- Po co przyszedłeś?- Wyszeptała słabo, po czym wyczołgała się spod łóżka.
Jak mógł do niej po tym przychodzić? I akurat w tym momencie, gdy nie umiała nawet krzyknąć.
- To nie byłem ja. Przysięgam, to nie ja. Przepraszam, absurdalnie to brzmi. - Uwierzyła mu - nie powinna, ale jednak coś ją do tego skłoniło. Między innymi sytuacja. Po prostu uwierzyła... Ale wciąż była jeszcze na niego zła.
- To ten ktoś.- Podsumowała dziewczyna.
- Lub to coś.- Dodał Ross. - Powiedz, że to to coś cię opanowało, a nie sama "to" zrobiłaś.
   Laura unikała wzroku chłopaka, było jej wstyd, tak łatwo bomba jej negatywnych uczuć wybuchła, że niemożliwym było by ją rozbroić. Ale była szansa, którą zmarnowała.
- Przykro mi.- Odważyła się spojrzeć w oczy Rossa, ale o dziwo ujrzała w nich współczucie.
- Powiedz jak to było? - Wyjąkał.
- Nie dużo mam tutaj na swoje usprawiedliwienie. Jestem po prostu beznadziejna, nie potrafiłam się opanować. - Wypowiedziała jednym tchem. - I tyle. - Z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Dziewczyna szybko jej jednak otarła. - Przepraszam.
- Co ci to zrobiło?- Laura nie potrafiąc jednak nic powiedzieć, wskazała mu na kartkę oraz na paczkę.

- Miałaś kiedyś podobne sytuację?- Dziewczyna pokręciła głową. Otrzeźwiała.
- Czemu nie jesteś w szpitalu? Skąd masz mój adres? - Ożywiła się.
- To nie ważne, uciekłem, gdy tylko doszło do mnie to, co zrobiłem. To było... Przepraszam. - Teraz t on pochylił głowę. - Byłem jeszcze w bibliotece i zabrałem nasze książki i komórkę. Był tam twój adres.
- Dotychczas tamto nie posunęło się dalej, ale gdy nie mieliśmy komórek...- Olśniło ją, choć niezbyt
taktownie to wyraziła.
- Oby na tym stanęło. To jest okropne. Ale czy jesteśmy w tym sami? Jest tak wiele pytań i wciąż brak nam na nie odpowiedzi. Nie możemy tego lekceważyć, jeśli to posunie się dalej? Jeśli coś się stanie naszej rodzinie?- Ostatnie słowo odbijało się echem w głowie Laury i nie potrafiło się wydostać. Nieprzyjemne wspomnienia znów powróciły. Jak dawno ich nie widziała. Kolejny raz poddała się emocjom - rozpłakała się. W tym momencie Ross podszedł do niej i przytulił ją. Poczuła przyjemne ciepło, które rozgrzewało ją od środka. Dawno się tak nie czuła.
- Nie martw się. - Powiedział, po czym sam uronił łzę.

___________________________________________________________________________________

Witajcie! Rozdział niezbyt długi, ale za to na koniec przytulasek<3 br="" nbsp="">

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 18 "... wody, która okazała się być lodem"

Była cała w pocie, niemiłosiernie od niej śmierdziało, wyglądała równie podobnie. Po tym, jak potknęła się wpadając do błota, miała praktycznie całe ubranie brudne.Włosy miała w nieładzie, oraz tusz rozmazany na twarzy. Jej mina również nie wróżyła nic dobrego. Teraz wyglądała, jakby uciekła z więzienia. Wszyscy omijali ją szerokim łukiem. Postanowiła najpierw wrócić do domu, a raczej wynajętego mieszkania, które utrzymywała z własnych zaoszczędzonych oraz zarobionych w bibliotece pieniędzy.
Był jednak nie mały problem. Jej dom znajdował się jakieś kilkanaście kilometrów od niej, nie zabrała ona również ze sobą żadnych pieniędzy, ani legitymacji oraz najmniejszej ochoty na cokolwiek. Była głodna i spragniona, od ostatniego dnia niczego nie włożyła do ust, oprócz dwóch miętówek, które zawsze znajdowały się w jej torebce. Nie mogła także pojechać autobusem, gdyż nie kursowały one w okolicach jej domu. Jedynym wyjściem była piesza wędrówka do domu. Nie był może to koniec świata. Ale coś śladowo mniejszego - wielkie upokorzenie oraz zmęczenie.
Więc rozpoczęła wędrówkę, z wielkim wysiłkiem stawiając krok za krokiem.
 
  Po długim dwugodzinnym marszu wreszcie ujrzała swój blok. Nareszcie! Mogła wreszcie paść plackiem na łóżko i nic więcej. Ale musiała jeszcze pokonać schody, Choć nie były one największym wyzwaniem.
Na klatce ujrzała paru pijanych chłopaków około 20 ( wiek).
Była bardzo słaba, wycieńczona, gdyby ją zaatakowali nie dałaby rady nawet uciec. Nie miała tez przy sobie telefonu, aby udawać, że z kimś rozmawia ani też nic do obrony własnej. Wyglądała fatalnie, z łatwością mogli by się jej doczepić. Chociaż... Przecież wyglądał jak kryminalistka. Mogli by również się jej przestraszyć, albo zatłuc na śmierć. Tacy goście, w szczególności pijani i prawdopodobnie naćpani są bardzo nieprzewidywalni. Nie wiedziała co zrobić, ale w końcu musiałaby wejść do budynku. Przymknęła powieki zrobiła głęboki wdech, otworzyła drzwi i weszła. Poczuła charakterystyczną, odrażającą woń alkoholu, oznaczała ona to, że nie było już odwrotu.

Ku jej zdumieniu oni tylko się rozsunęli robiąc miejsce na przejście i przerażeni nawet na nią nie spojrzeli. Czyli jednak? Nawet oni wzięli ją za uciekinierkę z więzienia, a może nie byli jeszcze aż tak pijani? Było to już nieistotne... Udało się jej jakoś przejść, to najważniejsze. Teraz zostały do pokonanie jej już tylko schody. Gdy tylko znalazła się pół piętra od swoich drzwi ujrzała przed nimi dość duży pakunek. Paczka? Przecież nic nie zamawiała. Owinięta w szary papier przesyłka z pewnością do niej nie zależała. Dziewczyna podeszła do zawiniątka i zerknęła na nie.
" Laura Marano "- widniał na niej odręczny napis, który dość trudno było odczytać. Oprócz jej imienia i nazwiska na paczce nie znajdowało się nic innego. Zdziwiona dziewczyna weszła do niewielkiego mieszkanka liczącego zaledwie 4 pokoje- łazienkę, kuchnię, sypialnie w której znajdował się nieduży telewizor plazmowy, który Laura zakupiła dość niedawno,,oraz bardzo wąski przedpokój.  Dziewczyna zdjęła buty i weszła wraz z paczką do sypialni i delikatnie rozpakowała ją. Ktoś z niej kpi?! W środku znajdował się sześciopak piwa w butelkach, a nad nim położona została kartka. W pierwszej chwili Laura rzuciła kartką o podłogę nawet na nią nie spoglądając, lecz po chwili podniosła ją. Otworzyła i znieruchomiała
" Czemu się nie dołączyłaś? Taki ciężki dzień, to ci pomoże."- Na tym miejscu skończyła, nie chciała dalej czytać, to był jakiś absurd. Jak oni mogli... Zaraz przecież skąd ci na dole mogli wiedzieć o wszystkim, to wszystko jest takie pogmatwane...
- To jest chore!- Wrzasnęła na cały głos. Nie potrafiła się od tego powstrzymać. Niech straci, a przeczyta dalej... Postanowiła.
" Ah... Spokojnie. Nie chcesz- to nie ! Dlatego masz swoje.
                                                         - Buziaczki <33 br="" szy.="" ten="" wy=""> Zaczerpnęła głęboki wdech- nie pomogło. Skrywała w sobie wielką bombę furii, która w każdej chwili może wybuchnąć. Równie dobrze na bluzce mogłaby mieć napisane " Zbliżysz się - Zabijam!" Jej pierwszą ofiarą miała być butelka. Wzięła ją do ręki i z całej siły cisnęła w ścianę. W pewien sposób poczuła wielką ulgę, sięgnęła po kolejną butelkę. Spojrzała na ścianę - wyglądała masakrycznie, Laura weszła do sypialni i opadła na łóżko powstrzymując się przed przed kolejnym rzutem butelką o ścianę. Szkoda, że nie ma takiej dyscypliny, ona z pewnością była by w niej mistrzem. Mimo iż trudno w to uwierzyć to ściana wyglądała jakby ktoś wylał na nią kilka wiader wody, która okazała się być lodem.W stanie ciekłym została na ścianie po jakimś czasie spływając, a pozostała w stanie stałym Przecięła się na wpół i tak kilkanaście razy. Efekt nie był za ciekawy i dodatkowo śmierdziało od niego alkoholem na kilometr.
   Dziewczynie w tej chwili wszystko stawało się być obojętne, rodzina ją wywaliła na zbity pysk, Chłopak o blond włosach olał cały jej wysiłek, ma jakiegoś durnego prześladowce, wygląda, jakby przed chwilą wyszła z więzienia, a na dodatek jest bliska pójścia do psychiatryka. Otworzyła butelkę raniąc się w palec (kapsel :/) i wyrzucając go jak najdalej, po czym wzięła łyka, zaczęła się dławić, po czym wypluła całość na dywan, wciąż się dławiąc i pokaszlując.
- Co ja robię?- Butelka wypadła jej z rąk, zaraz potem usłyszała dzwonek do drzwi. Kto to? To mógł być on, lub ona. To mógł być ten prześladowca, co ma zrobić? Nie otworzy.
Minęło jakieś kilka minut usłyszała, brzęk przekręcanych kluczy. O nie, zostawiła je!
- Laura? - Usłyszała głos...
 


czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 17 "...Przyćmiewając poprzedni gest"

Kobieta schyliła się i wzięła do rąk bardzo gruby, lecz poniszczony notes oraz wyciągnęła z torebki jakiś długopis. Delikatnie otworzyła notes, bojąc się, że mogłaby go uszkodzić.  Obie były gotowe, ale czy wystarczająco?
  - Zacznijmy od banałów, jak ma na imię twój chłopak? - Twardo postawiła swój głos, waląc prosto z mostu blondynka.
 - Ale… To nie jest mój chłopak.- Speszona brunetka skierowała swój wzrok na ziemię przekładając nogę na nogę, nie wiedząc, co ma dalej robić. Po chwili jednak oprzytomniała. Chłopak! Jego imię!- Ma na imię Ross… Ross Lynch. Ostatnio dostał rolę w nowym serialu Disneya. – Wykrztusiła.
- Powiedz wszystko co o nim wiesz, jakby samo nazwisko nie wystarczyło, bo prawdopodobnie on tutaj nie zarejestrowany.
- Jest w podobnym wieku, co ja. Ma około szesnastu  lat. Tylko tyle wiem o nim…- Laura ponownie opuściła wzrok, prawie nic nie pomogła. Nie miała o nim bladego pojęcia. Znała tylko jego imię, nazwisko oraz liceum z internatem w którym będzie pochłaniał wiedzę już po wakacjach.
- Bardzo ci dziękuję… Zapomniałam zapytać. Jak masz na imię? Ja jestem Grace.
  Grace? Takie samo imię nosiła mama Laury. Obie kobiety były do siebie dość podobne, lecz nie z wyglądu. Charakter tu miał więcej do powiedzenia. Obie dość podobnie składały zdania, na pierwszy rzut oka wydawały się bardzo przyjazne, lecz potrafiły w odpowiednim czasie podnieść głos. Gdy tylko  Laura wychwyciła to imię uświadomiła sobie, jak dawno jej nie widziała. Jednak szybko odrzuciła To uczucie. To jej matka powinna czuć niepokój, nie ona!
- Laura.- Wyszeptała.
- A więc Lauro… Przykro mi, ale… - Grace otworzyła usta, lecz nie wydobyła z nich żadnego dźwięku. Laura wiedząc, co się święci zaczerpnęła głęboko powietrza do płuc, zamknęła oczy, który już nieco przypominały szkło. Próbowała sięgnąć do tego, co pozwoliła sobie pominąć w tamtym momencie. Wychodziła, ujrzała telefon... No nie! Nie zabrała telefonu! Pewnie teraz ktoś już go zabrał, ale warto przynajmniej spróbować go odnaleść. Co ona robi? Przecież teraz telefon nie jest istotny. Dobra... Zostawiła telefon, uchyliła drzwi i ujrzała straszny widok, strumień łez wypłynął z jej oczu, dlatego też je otworzyła i przetarła. Gdy już otworzyła oczy niepokój zniknął wraz z widokiem Grace, która tak łudząco przypominała jej mamę. Dlaczego? Czemu ona musi pierwsza wymięknąć, czy aż tak jest słaba? Grace jakby słysząc jej myśli przytuliła ją do siebie, pozwalając wypłakać się na ramieniu. Bez słów rozumiała jej ból, ból którego niegdyś sama doświadczyła.
- Przepraszam.- Dziewczyna powiedziała przez łzy.- Nie znam żadnych szczegółów.Widziałam go...- Przerwała, z trudem łapiąc oddech.- Nic nie mogłam zrobić... Jeśli...Jeśli on umrze...
- Ci...- Uspokoiło ją Grace.- Wszystko będzie dobrze.
  
 Nie spodziewanie jakby za sprawą magii Laura ujrzała Rossa. Rossa, który miał otwarte oczy, który dawał znaki życia. Który wypowiedział delikatnie jej imię, po czym ponownie odpłynął. Serce Laury przyspieszyło rytm, a pojedyncza łza szczęścia spłynęła jej po policzku, po czym opadła na podłogę. 
Momentalnie zerwała się z krzesła i przykucnęła przy niewygodnym szpitalnym łożu.
- Muszę cię tylko prosić o numer telefonu i twój adres, jeśli byłaby potrzeba skontaktowania się z tobą.
- Przerwała Grace. Laura wstała napisała na malutkiej karteczce wymagane dane i podała ją pielęgniarce, która wyszła nie chcąc przeszkadzać, widząc nadzieję na coś większego. Mimo iż ta myśl nie powinna być obecna w jej głowie. 
W tej samej chwili Ross otworzył swoje piękne, błękitne, magnetyzujące oczy, lecz Laura ujrzała w nich coś nowego, nieznanego i zarazem bardzo dziwnego.
- Po co przyszłaś?- Warknął. To było jak cios prosto w serce. Jej oczy ponownie się zeszkliły. Zirytowała się bardzo. Cały czas tylko płacze, nic więcej nie potrafi. Musi się wziąć w garść! Przygryzła wargę i próbowała znaleźć odpowiedź, jednak na usta nasuwało jej się tylko to: "Bo mi na tobie zależy". Lecz nigdy nie powiedziałaby tego mu prosto w oczy. Czas mijał, a chłopak stawał się coraz bardziej poirytowany.
- Nawet nie umiesz znaleźć odpowiedzi... Żałosna jesteś.- Mimo iż było to przykre- miał rację. Dziewczyna nie próbowała się nawet bronić, wiedząc, że nie ma nic na swoje usprawiedliwienie.
Milczała.
- I co? Mowę ci odebrało?- Zaśmiał się drwiąco. To był w ogóle on? Laura nie mogła uwierzyć w jego bezczelność. - To przez ciebie tu jestem, to tylko twoja wina. - Tym razem z jej oczu nie wypłynęła ani jedna łza. Postanowiła być silna.
- Nie jesteś taki!- Próbowała krzyknąć, lecz bardziej przypominało to głośny szept. Akurat w takiej chwili odebrała jej odwagę, jak zwykle.
- Nie wiesz jakie jestem, znasz mnie tylko kilka dni, lecz wiedz, że...- Tu przysnął, słodko się uśmiechnął. - Nienawidzę cię! - Wrzasnął, przyćmiewając poprzedni gest.
 Tego było już za wiele. Jak on może? Laura nie wytrzymała presji i biorąc swoją torebkę wybiegła za drzwi, zanosząc się płaczem. Dosłyszała tylko z jego strony " I dobrze!". Gdy tylko przekroczyła wyjście ze szpitala biegła co sił w nogach do swojego domu, który znajdował się kilkanaście kilometrów ze szpitala. Po chwili jednak nie potrafiąc złapać powietrza przystanęła, pochylając się i opierając rękami o kolana. Zasapana w biegu pozbyła się z twarzy części łez, lecz teraz uzupełniły się one błyskawicznie. 
Jak on mógł? Jak mógł doprowadzić ją do takiego stanu. Wszyscy przechodnie gapili się na nią, jakby uciekła z psychiatryka. Może słusznie. Wyglądała strasznie, prezentowała się jeszcze gorzej w biegu. 
Jak mogła mu uwierzyć? Był skończonym dupkiem. Ona czuwała przy nim całą noc, płakała za nim, choć sama nie była z tego specjalnie dumna. Miał może i rację, przynajmniej w kilku kontekstach, ale to nie znaczy, że musiał się tak zachowywać. Zresztą... Co on ją obchodzi. Już bardziej teraz będzie ją obchodzić komórka, po którą właśnie ma zamiar pójść, niż ten idiota. Prychnęła, próbując dodać wiarygodności swoim myślą, choć nie całościowo je akceptowała i przyjmowała.
Z pewnością już nigdy mu nie pomoże! Skoro on nie chce jej pomocy, to nie będzie się mu wciskała.