sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 12 "Wygrane życie, czy aby na pewno?"

Teraz byłem pewien, że to tylko sen, ale czy tylko, czy może miał coś do przekazania, nie wiedziałem.„Z resztą nie jestem Ross, żeby się tak wszystkim i wszystkimi dookoła martwić, czy tam przejmować.”- Powtarzałem w kółko w myślach mimo iż nie docierały te słowa do mnie, krzyczałem nimi, ale bezgłośnie w stosunku do tego co było, albo raczej co dalej jest.&
Gdy tylko się wy budziłem z tego niby długiego, ale w snu, na Sali było dosyć tłoczno, mimo, że film się jeszcze nie zaczął. Było widać popcorn porozrzucany po podłodze i stopniach Sali kinowej. Spojrzałem na Laurę, wyraźnie się nudziła, albo i nie. W każdym bądź razie ja tak. Minęła chwila a film się zaczął….Podczas seansu cos tam się działo… Ja próbowałem dużo ( Jak z resztą zawsze, czemu  musi być taki delikatny…. :/) Ale ona cały czas się odsuwała, odpychała mnie, to była bezsensowna godzina. Nie wiem co jej się działo, ale była sztywna, zestresowana, a przecież na pewno to nie była jej pierwsza randka. Ja próbowałem, a ona nie… No przynajmniej mogę pocieszyć się fajnym filmem. Na początku było tak fajnie, ale gdy ludzie się zeszli było coraz gorzej, chyba nie ma sensu dawać jej jakiejkolwiek szansy skoro nie jest jej warta. (OSTRO, w połowie, ale tak, jak lubię ;)) Niby tak bardzo chciała na te „spotkanie” iść… -,-
Po wyjściu z kina poszliśmy do parku i usiedliśmy na ławce ( nie na kocyku, chyba, że jakby się chciało to i by się to dało …) Wtedy od godziny nareszcie się odezwała….(Juchu!!! :C)- Słyszałeś może o tych przesłuchaniach do serialu Disneya?-Tsa… A co?- Odezwałem się szorstko i sucho, bo co jak co, ale miałem zmarnowany wieczór. Posmutniała, a ja powiedziałem w duchu:„Przetrwam i będę mil…..szy. -,-„-No bo… podobno są duże szanse na choćby najmniejszą rolę…- Powiedziała ciszej i dziwnie krzywiąc twarz. Wtedy przypomniało mi się, że właśnie jutro ogłaszają wyniki i Ross też brał udział w castingach.- No dobra, byłam na nim i chciałabym dostać się właśnie do choćby najmniejszej roli i bardzo mi na tym zależy. Oj..Chyba się za bardzo otwarłam, może lepiej jak cofniesz z głowy to co powiedziałam?- Dobra… Ta laska jest trochę pokręcona, ale miła…-Aha…- Przedłużyłem. Zrobiła minkę typu ;„OJ, jestem dziwna?”- No może troszeczkę…J- Bardzo, nie no nie…
-Byłeś na nich, znaczy na tym castingu?-Y… Nie.-Aha, czemu?-No bo mam już kuz…- Przymknąłem się w ostatniej chwili, bo mogłem się wygadać, a wtedy byłoby… No po prostu źle…-Co? Czy mógłbyś mi powiedzieć, proszę?--Ale ja nic nie mówiłem takiego, tylko, że… No że nie mam talentu. Może coś zjemy?- Szybko zmieniłem temat i nie poruszyłaby raczej tego tematu wnioskując, po tym, co powiedziałem. Byłoby to niezręczne dla niej i jeszcze bardziej dla mnie.-Dobrze.-Ej no wkurzasz mnie.-Podniosłem ton.-A co się stało? –Odparła cienkim, słabym głosikiem. Zauważyłem, że oczy robią się jej szklane i postanowiłem doprowadzić rozmowę do końca.-Weź się wyluzuj… Jesteś taka sztywna i spięta, że się z tobą gadać nie da.-Aleś mnie wystraszył.- Zaczęliśmy się śmiać, a ona stała się nareszcie troszeczkę LUŹNIEJSZA, NIE LUŹNA!Zjedliśmy i luźniej pogadaliśmy, ale nadal uważam, że to nie dziewczyna dla mnie, ale jest sympatyczna. Gdy randka się skończyła, odprowadziłem ją do domu, pożegnaliśmy się i poszedłem sam do swojego, bo co innego mogłem zrobić. Nie było tak źle, ale jednak  bywały lepsze randki. ZMIANA NARRATORA!!! Jest on zmieniony na pierwszoosobowego, wszystkowiedzącego ( nie zawsze) Jeśli się pomyliłam to przepraszam, ale nie jestem pewna, poprawiajcie itd.
Nastał kolejny dzień- ten dzień, w którym mieli ogłosić w szkołach oraz w specjalnym programie telewizyjnym kto się dostał do serialu. Ross wstał, najchętniej poleżałby jeszcze z parę godzin w ukochanym łóżeczku, ale musiał iść do szkoły, chciał się dowiedzieć, chociaż bez problemu zrobił by to bez możliwości pójścia do szkoły, ale mógłby mieć potem inne problemy, albo i nie. Prościej mówiąc po prostu chciał. W ten jeden szczególny dzień. Miał duże szanse, ale czy o tym wiedział, z pewnością jego znajomi i nieznajomi oraz sędziowie i inne niektóre osoby tak.  Ale czy on sam? W połowie tak, a w połowie nie, wiedział, że na pewno dostanie jakąś rolę, z resztą nawet jedna z osób, które mogły zadecydować o jego pomyślności w rolach serialowych sama powiedziała, że na 100% dostanie ją, choćby najmniejszą i najmniej ważną, choćby to było jedno zdanie, albo nic nie mówiąca osoba bądź rola epizodyczna, która na swój sposób miała by bardzo duży udział. To wszystko nastawiało go na ogłoszenie „wyników” bardzo pozytywnie, skoro miał jakąś tam rolę już zapewnioną. Choć drugą sprawą było to, że jeśli się dostanie, to będzie musiał być dla pewnej osoby bardzo, bardzo wredny. W jaki sposób? Nie wiadomo, ale na pewno będzie musiał sprostać temu zadaniu, jeśli się dostanie,  a na pewno mu się uda, tym się właśnie zamartwiał. &Okazało się, że dzisiaj nie ma lekcji żadna klasa, ale każdy miał przy sobie torbę, tak na wszelki wypadek, albo po prostu nie widzieli o niczym. Natomiast było już wiadomo, że ktoś ze szkoły na pewno się dostał, pytanie zostało jeszcze tylko jedno: „Kto?” I właśnie odpowiedź była zawarta na apelu, który zbyt uroczysty nie był. Wszyscy pięknie stali nagle pan dyrektor wyszła na środek.-Proszę wszystkich o ciszę!- Nagle, jak makiem zasiał zrobiło się cicho, wtem niezbyt wysoka pani na wielkich obcasach kontynuowała.-A więc, jak już pewnie wiecie, z naszej szkoły kilka osób, a może nawet troszkę więcej została przyjęta do filmu, jako aktorzy oraz dublerzy i inne osoby, ale również dostał się nam dodatkowy przywilej, a może nawet można by powiedzieć, że przywileje, gdyż nie są one jednostronne.Jeśli ktoś by teraz nie usłyszał…- Zaśmiała się drwiącą.-Bądź kogoś nie było, albo po prostu nie przedłużając nie dowiedział się o danej sprawie. Nad zegarem szkolnym zostaną wywieszone osoby oraz poszczególne rolę, czyli wszystkie informację dotyczące owej sprawy. Ale będą też wypisane osoby nie uczące się w naszej szkole, które również wybrano. Przypominam, że warto obejrzeć program nadawany na programie NewsTVmOvie „ Wygrane życie” można wiele się dowiedzieć. Tych, którzy…- Większość się już szkoły wyłączyła, ale udawali coś tam, że niby słuchają.- Zostaną wyczytani zapraszam na środek, oraz co niektórych do gabinetu.- „Że też powiedziała tak banalną rzecz” pomyślała większość uczniów.- A teraz proszę o szacunek.- Teraz to można by było wybuchnąć śmiechem, mógłby każdy pomyśleć, albo i nawet wypowiedzieć na głos, bądź tak zwanie „Do ucha”.(raczej nie tak zwanie, ale lubię używać tego słowa, nie wiem dlaczego, jestem dziwna O..o)Ale o dziwo nikt tak nie zrobił, co by się ze wszystkim kłóciło, ale w tym gimnazjum akur Panna „Kwiatek”, a tak przynajmniej ją zwano, gdyż bardzo kochała rośliny podała pani dyrektor Marii kopertę, którą błyskawicznie otwarła, ale lepiej by było użyć sformułowania rozdarła, gdyż właśnie tak zrobiła. Uśmiechała się lekko, wykrzywiała i inne miny ukazała po czym postanowiła przeczytać na głos zawartość, której każdy był niesłychanie ciekawy, no chociaż zdarzały się wyjątki.- Zapraszam na środek.- Przerwała dla dramaturgii, której nie udało się wywołać z wielu powodów, których nie sposób byłoby wymienić wszystkich, gdyż jest ich tak wiele.- Zapraszam na środek.- Znów przerwała myśląc, że tym razem uda zachować taki moment dramaturgii, gdyż wszystko było nagrywane, nie udało się więc pomyślała:
„Jeszcze popróbujemy i może się uda”
- Zapraszam więc na środek.- I znów kolejna próba, ale nadal nie udana.
-Zapraszam więc na środek.- I ponownie cisza, ale tym razem z niespodzianką.
-Może pani wreszcie powiedzieć to, a nie się tak jąkać. Może ma panie te… No te problemy, ale się pani uda, wierzymy!- Wykrzyknął jeden uczeń, a raczej uczniem to chyba nie można było by go nazwać, gdyż uczyć się nie chciał i powtarzał klasę drugi raz. No i zbyt bystry też za bardzo nie był lekko mówiąc.
-Dobrze, proszę ten moment wyciąć.- Zwróciła się do kamerzysty.- A ja Grzesiu poproszę Ci również do mojego gabinetu.- Powiedziała z zaciśniętymi zębami i sztucznym uśmiechem.
-Jest… Dostałem się!!! – Skakał uradowany, myśląc to co myśląc, dziwne, że się do szkoły w ogóle dostał.
-Ach ten poziom żartów w naszej szkole, uwielbiamy je.- Wykręciła się w bardzo dziwaczny sposób dyrektora poprawiając swoją prosta, fioletową spódnicę przed kolana.- Więc nie przedłużając dostali się.- Powiedziała wolno, tym  razem bez przerwy, choć być może pojawiła się, ale nie dało się jej zauważyć, w porównaniu do tego, jak wolno wymawiała poszczególne słowa.- Zapraszam  …(no acha) brawa!!!- Ross skrzywił się na same jego imię, stracił nadzieję.- Dostał on rolę Dallasa, nie jest co prawda to główna rola, ale bardzo gratuluję Ci.- Podała mu rękę, a on sztucznie się uśmiechnął. Ona zawsze potrafi zepsuć komuś humor, ale w przypadku Rossa, było odwrotnie, o mało nie oderwał się od ziemi i nie pofrunął daleko ponad chmury w niebiosa, ale było zdecydowanie za wcześnie, gdyż nie znał swojej roli.
-Teraz zapraszam do mnie tutaj Lueley Lay oraz Kim. – Gdy podeszły kontynuowała.- Teraz mamy taki wyjątek, gdyż nie dostałyście żadnej roli, tylko będziecie występować jako kaskaderki oraz tancerki., również Wam gratuluję. Następnie teraz pragnęłabym zaprosić  do nas tutaj osobę, która dostała główną rolę. Ross Lynch, zapraszam.- Blondynek  promieniał radością, nie spodziewał się aż takiej wielkiej roli, aż z zdumienia, nie wyszedł tylko rozmyślał.

-Ross, choć tutaj, nie wstydź się.- Przebudziła go dyrektorka, słychać było chichot niektórych osób, ale on nie przejmował się tym, w końcu spełniło się jego marzenie, więc ruszył na przód nie oglądając się w tył. Szedł dumny z siebie, ale również zadowolony, że jego „koleżanka” również dostała się, wprawdzie nie była to jakaś wielka rola, ale jednak ją zdobyła.
Wciąż wyczekiwał na jego „byłą”, gapił się dziwnie na dyrektora szkoły, jakby za zauważenie grudki łupieżu miał dostać milion dolarów.  Wiele osób zostało wyczytanych, ale ona nie.
„A co by było gdyby ona nie została jednak wybrana,  gdybym musiał stawić czoła komu innemu, gdybym miał zranić kogoś, kto nie zawinił ani trochę albo gdybym się swoim zachowaniem ośmieszył lub  nie udałoby mi się to? A może było by lepiej gdybym nie brał udziału w przesłuchaniach, nie musiałbym wcale nikomu być kulą u nogi. ”- Zamartwiał się Ross, a jego mina coraz bardziej zaczęła przypominać taką, jak ze sceny z horroru, jakby patrzał na śmierć bliskiej osoby. Powinien się cieszyć, że udało mu się dostać do ekipy serialu, choć w rzeczywistości był to dla niego jeden wielki początek, który mógłby zapoczątkować dalsze szczebelki wzbijania się w stronę kariery, w jego przypadku było zupełnie odwrotnie, przynajmniej po części. Dalsze jego zamartwiania przerwała dyrektor:-A więc to już koniec, bardzo wszystkim wam gratuluję, nawet tym , którzy się nie dostali. Było to dla Was wszystkich miłe doświadczenie i mam nadzieję, że będzie ich jeszcze wiele. A teraz zapraszam wszystkich do pokoju,  a reszta może iść do domu.(hehe xD przeczytaj jeszcze raz to zdanie)- Pożegnała się ze sceną i swoją rolą w akademii i czym prędzej pognała do gabinetu. A za nią co niektórzy. Ross przekręcał się  w lewo,  w prawo i w inne strony, szukając pewnej blondynki, która złamała mu serce. Lecz wciąż nigdzie jej nie widział, ani nie słyszał, jak wyczytywaną ją, jego myśli stawały się coraz mroczniejsze, przewidywał już najgorsze scenariusze, a jego wyraz twarzy z każdą chwilą pochmurniał jeszcze bardziej niż wcześniej. Biegał, jak oszalały po korytarzu, w celu znalezieniu jednej osoby, ale bez skutku.  Po chwili coś go oświeciło.-Pewnie jest w gabinecie, jak reszta!- Krzyknął głośno, a wszyscy się na niego dziwnie patrzeli.- Dopiero teraz się skapnął, że ta wypowiedź była źle sformułowana i bez sensu wypowiedziana.-No, kiedy się zorientowałeś, dziwne, że w ogóle się dostałeś… -,- ?!- Jeden rudowłosy, niski chłopak, któremu chyba było nie brak pewności siebie, bo gdyby trafił na inną osobę z pewnością dostało by mu się. Ale blondynowi zrobiło się jedynie trochę przykro i prawie nie zważając na nic poleciał, jak błyskawica w stronę gabinetu i wreszcie do niego wszedł, po drodze napotkał na trzydziestoosobową kolejkę, ale nie zorientował się po co ona jest. A gdy tylko wparował ro gabinetu, dziesięciorga oczu wpatrywało się w niego, a on zmuszony był powiedzieć „ przepraszam i już miał otworzyć drzwi, a odezwał się głos, zauważył również, że spośród pięciu osób przesiadujących w pokoju jedna z nich to Kim no i oczywiście Noach. Znowu spotkał tego debila, ich losy się na prawdy zbiegły, ku nieszczęściu i to obustronnemu:-Jak już tu jesteś to możesz zostać, ale w przyszłości postaraj się nie spóźniać.- To był głos pani dyrektor.-Dobrze.- Odpowiedział blondyn, siadając na wolnym krześle.-Proszę, tutaj jest rozkład ról, także twojej oraz opis programu, zgoda, którą musi wypełnić rodzic i tego typu rzeczy.- Podoła mu gruby stos kartek spięty jakimś cudem spinaczem biurowym ta sama osoba.-Hej.-Szepnęła dziewczyna tego samego koloru włosów do Rossa.-No cześć.- Odpowiedział, po czym dyrektor zaczęła obmawiać.-Już to mówiłam, ale skoro już tutaj jesteś to powtórzę.-Spojrzała na brązowookiego blondyna.- Otóż miejsce nagrań, będzie bardzo daleko, więc można, ale nie trzeba zabrać ze sobą bliską osobę, opiekuna, kogokolwiek .Oczywiście nie będzie ona mieszkała razem z wami,  będzie miała mieszkanko nie duże, ale przytulne z tego co wiem, jakieś 10, 20 kilometrów od internatu. A no i będzie ono darmowe, wytwórnia zakryje wszystkie koszty. Za dwa tygodnie jest spotkanie, wszyscy mają na nie przyjść bez wyjątków, chyba, że to coś poważnego. Więcej dowiecie się w programie telewizyjnym.To mniej więcej na tyle, zawołajcie następnych.-Dowiedzenie.- Rzucili wszyscy niezbyt entuzjastycznie zgodnym chórem i pognali, albo  tylko Ross do domu, on nie zauważył. Podleciał do plecaka, schował ważny dokument do atlasu, dotychczas jego najgrubszej i największej książki, następnie do szafki przebrać się, zrobił to w oka mgnieniu, po czym poleciał w stronę domu.&Była już ta godzina, za pięć minut miał się zacząć program, a on mógł wreszcie dowiedzieć się większości o serialu oraz rolach. Mógł spojrzeć do papierów, ale ostatecznie zdecydował, że lepiej będzie gdy zobaczy program. Poszedł do kuchni zrobić popcorn błyskawiczny i wrócił do pokoju powrotem, wraz z pełną po brzegi miską popcornu, oraz włączył telewizor na dany kanał. Program się zaczął, prowadziła go ciemnoskóra, czarnowłosa, przy kości kobieta, mająca długie, gęste loki, ubrana w obcisłą sukienkę, która miała ją rzekomo wyszczuplić.(Jest, pierwszy w historii opis xD)Ross, oglądał go z zaciekawieniem, ale w pewnym momencie(wiecie w którym) ujrzał na ekranie tą samą dziewczynę, którą spotkał z Avanem w kawiarni i okazało się, że będzie ona miała rolę w serialu, a co gorsze, będzie ona główną bohaterką. Dowiedział się też, że Tricky zostanie wydalona ze szkoły, gdyż jej rodzice próbowali przekupić firmę, aby miała ona główną rolę, gdyż ona sama nie potrafiła sobie sama zapewnić miejsca. Czyli jednak świat jest mały.- pomyślał.
Teraz był już w pełni załamany, nie dość, że musiał zachowywać się wrednie, chamsko dla głównej bohaterki, to była to akurat dziewczyna, którą kiedyś spotkał. Wiedział, że musi się z tego jakoś wyplątać, ale nie chciał łamać danej obietnicy, mimo, że była ona nie potrzebnie złożona. Przecież mógł wyplątać się, nie zgodzić, ale chciał się poniekąd zemścić, a los był taki perfidny wobec niego, że postanowił właśnie tak. Wiedział, że ta dziewczyna spełniła swoje marzenia, ale  za niedługo, mogą one się rozwiać w rozpaczy, smutku i być może nawet przerodzą się w nienawiść, lub zupełnie odwrotnie. . .
&Minęło trochę dni, zbliżały się wakacje, za nie długo będą musieli wyjechać do Los Angeles ci wszyscy uczniowie, którzy za niedługo staną się częścią ekipy serialu. Już podostawali scenariusze, które powinni już po części umieć na pamięć, ale teraz muszą się postarać także o dobre oceny końcowe, które będzie tak trudno zdobyć po tej wielkiej mieszaniny stresu, szczęścia oraz bezradności., szczególnie pewnemu chłopakowi, który przeżył tak wiele ale i tak mało w porównaniu, co los dla niego przygotował. W ciągu tych dni owy blondyn, wciąż był strasznie zmylony swoimi myślami, mógł po prostu pomyśleć: „Niech się dzieje co ma”, ale nie potrafił, nie był z tego typu osób, dla niego jedne mały problem, był wielki i trudny, strasznie liczył się ze wszystkim. Atmosfera między nim, a mamą się poprawiła, jego rodzicielka była z niego niezwykle dumna, ale on nie dostrzegał tego, przez swoje kaprysy, które można by nazwać myślami. Trudno mu było również opuścić dom oraz oddzielić się od matki, mimo, że był już w trzeciej gimnazjum, nie wiedział co ma myśleć, a jednak. Zaszywał się z pokoju razem z tymi kaprysami i rozmyślał, nie gadał, ani z Kim, ani z Avanem, ale czekała go niespodzianka, po którą nie musiał nigdzie wychodzić, chyba, że z pokoju.  Usłyszał dzwonek do drzwi, czekał, aż matka otworzy, ale zawiódł się i po kilku minutach podszedł do drzwi. Stał w nich Avan, gdy tylko spojrzał na rosa trochę się przeraził, gdyż miał podkrążone oczy, rozczochraną fryzurę i gburowatą minę, nawet się nie przywitał.-Hej, jak tam?- Zaczął próbując rozładować atmosferę.-No, jakoś jest.- Odpowiedział zupełnie przeciwnie, niż zawsze.-Mogę wejść?-No, wchodź.- Powiedział niechętnie, po czym zamknął drzwi i poszedł w stronę pokoju, a za nim przyjaciel. Usiedli na jego łóżku i zapanowała cisza, którą po chwili przerwał Avan.-Czemu jesteś taki jakiś dziwny, dziwnie się zachowujesz?- Jak zwykle zaczął od konkretów.-Oglądałeś program?- Odpowiedział nawet nie patrząc na rozmówcę.-Jaki?-Wygrane życie, chociaż takie nie jest.- Burknął brązowooki.- Nie, ale co się stało? Przecież jest fajnie, powinieneś się cieszyć.-Niby z czego, nie oglądałeś, nie wiesz o co chodzi!- Krzyknął, co bardzo zdziwiło Avana, Ross nigdy taki nie był, musiało się coś stać, żeby to przerwać, może to dlatego, że  tyle przebywał sam-pomyślał.-Jak wolisz, myślałem, że ucieszy cię zemsty.-Nie, idź już.- Wskazał ręką na drzwi.-Okej, wyluzuj, Nara.-Machnął ręką i patrzył na Rossa oczekując odpowiedzi. Ale jej nie uzyskał więc wyszedł. Szedł ciemnymi schodami i spotkał matką, któ®a ledwo co chodziła, ale uśmiechał się od ucha od ucha.-Dzień dobry Avanku, idziesz już? Czemu?- Powiedział pogodnie.-Dzień dobry, tak,  do wiedzenia.- Uśmiechnął się po czym wyszedł. Ale przed drzwiami stała Kim. Chłopak nic już nie powiedział, stał tylko jak wryty, a ona go jeszcze bardziej zatkała.-Dzwonek był zepsuty. Dzięki za otworzeni drzwi, a teraz czy mogę wreszcie wejść, czy może będziesz tak stał, tak jak stoisz i…- Wzięła oddech.- No po  prostu przepuść mnie! Boże co za tępak…- Przekręciła oczami i weszła, po czym kolejny raz się odezwała tym razem do matki Rossa.-Dzień dobry, Gdzie jest Ross?- Y…Dobry, na górze.- Gdy tylko blondynka się oddaliła.- Ach, te dzieci..- Powiedziała matka.Gdy Kim była już na górze, nie pukając weszła i na powitanie krzyknęła:- Co Cię tak walło, że się tak zachowujesz?- On się nie odezwał.-Powinieneś się cieszyć, a nie wszystkich wokoło unikać, co się stało?- Obniżyła już ton.-Nie rozumiesz, Tricky nie ma roli, ma ją dziewczyna z kawiarni.-No i?- Wtedy dopowiedziałem jej historię, gdyż ostatnio nie powiedziałem całej.-Ty jesteś jakiś porąbany, a ten twój przyjaciel jeszcze bardziej, szkoda mi ciebie, ale rób co chcesz. Ja bym na Twoim miejscu dawno bym już nie zadawała się z taką osobą, on cię wykorzysta i nic więcej. Nara.- wyszła uświadamiając mi jedną rzecz…

_________________________________________________________________

Hejka! Więc na początku chciałabym Wam bardzo podziękować, że mimo tak długie przerwy nie opuściliście mnie i chciałabym Wam coś pokazać. Uważam, że niezbyt mi wyszedł ten i poprzedni rozdział , z resztą wszystkie są takie se, ale spróbuję pisać lepiej. Chciałam zrobić ROZDZIAŁ trochę dłuższy, ale lepiej żebym teraz dała niż z tym zwlekała, a więc pojawił się dzisiaj ten rozdział. 


Ostatnio mi się trochę nudziło, więc narysowałam sobie tego króliczka, albo kozę, nie umiem wybrać, czy to będzie królik czy koza, a może coś innego. Pomożecie?
Wyszedł mi średnio, ale z pośród całej niedokończonej rodziny chyba najlepiej :/ xD
Pa!!!

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 11 "Zadziorna czy nieśmiała" Cz.3



- My baby, że w kiblu siedzimy?- Zażartował Avan kilka sekund po tym, jak weszliśmy do środka. No w sumie miał racje, ale „+” był jeden- To nie była damska ubikacja. Podroczyłbym się trochę z nim ale nie było sensu i oczywiście czasu, którego naprawdę mało nam do dzwonka zostało. On chyba zauważył moją postawę, więc  zamilkł, przynajmniej w tej sprawie.
-Ja też muszę pogadać z tobą.-Nie ukrywam zaskoczył mnie to, ale też jego gest,  przegryzł wargę lekko, w taki  sposób, w jaki zawsze podrywał dziewczyny ( ha ha xD Co ja wymyśliłam xD) ten punkt stanowił 1/80 z innych punktów oraz podstaw, które mnie nie obchodziły, ale znałem większość z nich- niestety znałem. Wiedziałem, że chodzi o dziewczynę, skąd? Otóż te jego niektóre punkty „Jak poderwać dziewczynę?” (zupełnie mi obce, nie wiem skąd się to wzięło xD) przeobraziły się w przyzwyczajenia, na szczęście tylko jedno, a więc mnie musiałem reszty zapamiętywać.(xD)
-Postanowiłem umówić się z Laurą.- Dorzucił prosto z mostu,  pewności siebie mu nie brakowało, z resztą zawsze taki był- walił prosto z mostu i ranił wiele serc, miał już to doskonale wyćwiczone, ale trochę pokory nie zaszkodziło by mu. Zdumiewało mnie to, co powiedział, ale w sumie to byłę w jego stylu, zdradzanie dziewczyn to taki nałóg,  zdążyłem się już przyzwyczaić.
-Dobra, to może teraz moja kolej na poprowadzeni historii. Po jakiego grzyba nagle wspomniało ci się o tej…Hm…La…Laurze?- Stanowczo zaprotestowałem (xD Co ja piszę?) machając ręką, gdy zgadywałem imię.
-Dręczą mnie te…No te…-Zacinał się.
-Wyrzuty sumienia.- Dokończyłem beznamiętnie. Przygotowałem się już emocjonalnie na wstrząs, którego chyba nie było, albo byłem w pół głuchy na półkulę mózgu odpowiedzialną za zaskoczenie, albo wyskakiwanie oczu z orbit.
-No-Odpowiedział.- Dlatego teraz zadzwonię do niej.- Dokończył, tylko teraz zmniejszą pewnością.
-Tylko tyle?- Upewniłem się.
-Chyba tak.- Odpowiedział drapiąc się po swoich czarnych włosach.
-Okej to dzwoń!- Przewróciłem oczami odwracając się w stronę ściany, moje zachowanie mnie zaskoczyło.( zrobiłam go na trochę nie miłego, a miał być bardzo miły:/) Avan wyciągnął z spod bluzy kartkę oraz smart fon i zaczął robić swoje. ( nie mylić z sikaniem xD)
Rozmowa, której nie słyszał Ross:
A- Siema, to ja Avan, chciałem się z Tobą…
L- Umówić, tak?- Wypowiedziała obojętnie, co zupełnie nie pasowało do jej charakteru za czasu pierwszego spotkania.-Wiem, że chodziło wyłącznie o zakład i, że dzowonisz z przymusy tego blondaska.
-Wcale nie, męczyły mnie te wyrzuty sumienia.
-Może i Cię męczyły, a może i nie. Ale byłam dla Ciebie taka miła, bo nie chciałam robić afery i nie lubię takich podrywaczy, co mają jedną za drugą, a w tył się nawet nie popatrzą. I umówię się z Tobą żebyś nie musiał mieć tych swoich  wielkich wyrzutów sumienia i ja z resztą też.
-To może dzisiaj o 18:00, gdzie mieszkasz?
- Strigchsite 81 L.A.
-To…-Rozłączyła sięnie dając kończyć zdania Avanowi.
-Umówiłeś się?
-Y… Tak- Uśmiechnął się sztucznie
-Co jest?- Zapytałem widząc mimikę.
-Y… Bo to dzisiaj.- Skłamał, wiedziałem, że nie o to chodzi, ale chciałem dać mu spokój i tak wystarczająco się poświęcił.
           &
Był już prawie koniec lekcji, do dzwonka zostało dosłownie parę sekund. Nagle zadzwonił, po czym wszyscy rzucili się do drzwi, od dawna mając już spakowane torby. Ja również pobiegłem w ich stronę próbując się jakimś cudem przepchać przez taki gmach ludzi, w końcu udało mi się to.
        &
                         ( Z perspektywy widzenia Avana)                          
Była już 16:00, a ja jeszcze nie wiedziałem co będzie na randce, a może na pseudo randce. Niby mi to wisiało, a jednak było to jedno wielkie bagno, z którego mogę się jedynie sam wyciągnąć. Muszę jakoś przekonać Laurę, że jednak mi zależy, tylko jak, skoro prawie wcale tak nie jest, a swoją drogą niech to wisi, jak wisi. Nie chcę wyjść na jakiegoś wielkiego romantyka, ale muszę się postarać, te cholerne, prawdziwe randki z taką dziewczyną są do dupy, co ja mogę powiedzieć, to nie mój typ i zawsze to dziewczyny się starały nie ja! W końcu  wpadłem na pomysł, żeby pójść do kina, albo do parku, ale park chyba nie był by dobrym pomysłem, bo ktoś mógłby mnie zauważyć, ale może… Najpierw do kina, ale na co? Może na „Iluzjoniści”, albo na jakąś komedię, jaka to leci? Może "Iluzjoniści" ciekawie się zapowiadało, ale chyba to nieodpowiednie,a więc na „Jeszcze większe dzieci”? (nie oglądałam L) No to teraz cena…  Bilet kosztuje 10 dolarów, plus jeszcze popcorn i kola, czyli… Matma jest głupia, wezmę 50 dolców i jest git! (dziwnego słowa użyłam, ale okej) To potem do parku… A do tego trzeba piknik, czy nie? Ja się nie znam, zawsze to dziewczyny wszystko organizowały, ja  się załamię nerwowo (xD) Tyle problemów z powodu jednego głupiego spotkania, ale może będzie fajnie? Albo nie, bo będę… Ja tu przepalę swój mózg!!! Będzie bez koszyk, będzie tylko romantyczny spacerek, pogawędka i… Się załamię… Zrobię nam po prostu jakieś kanapki czy ciastka i będzie dobrze, chyba mamy jakieś pierniki, czy tam ciastka… Pobiegłem na dół do kuchni i odpowiednio się przygotowałem…
&
W rezultacie uzyskałem koszyk, w którym znajdował się koc piknikowy, ciastka, sok, woda i sałatka. Patrząc na to strasznie się przyłożyłem, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz... Następnie się ubrałem, gdyś (xD) dochodziło już w pół do osiemnastej. Po 15 minutach wyszedłem z domu wraz z koszykiem i portfelem. Po chwili znalazłem się przy ogromnym domu Laury, miał on chyba ze 4 piętra i był dosyć szeroki, nie był on otynkowany, widać było piękne czerwone cegły, które dodawały jeszcze więcej uroku temu domowi, po chwili ujrzałem też mieszkankę  domu, miała włosy luźno opuszczone na ramiona, czerwoną bluzkę na ramiączkach z wielką kokardą zawiązaną w pasie, miała również białą prostą spódniczkę ponad kolana, oraz czerwone półbuty na niewielkiej koturnie tego samego koloru, wyglądała bardzo ładnie, zagapiłem się na nią i nie odrywałem  wzroku.
-Cześć, cześć ….Cześć!!!- Wtedy ocknąłem się.
-Cześć, ładnie wyglądasz.
-Dzięki, ale proszę nie rób mi więcej przykrości i nie udawaj.
-Nie udaję, ładnie Ci tak.
-Y…Dzięki, ale to nie chodzi o to. Naprawdę oszczędź mi przykrości.
-Dobra, Chodźmy.
-Ale gdzie?
-Najpierw do kina, a później…- Przerwałem, wpadł mi pewien pomysł do głowy. Milczałęm przez dłuższą chwilę.
-To gdzie pójdziemy?
-No do kina.
- A później?- Myślałem, jak ją rozgryźć, na nią nie działa taki flirt, ale inny…
-Niespodzianka.
-Aha, to fajnie J. Nie myślałam, że się tak zaangażujesz, myślałam, że po prostu pójdziemy gdzieś i koniec.- Ja też tak myślałem.
-No bo gdzieś pójdziemy.- Odpowiedziałem po chwili namysłu.
-I dlatego byłam dla ciebie trochę nie miła, no bo…- kontynuowała nie zważając na moje słowa.- A to nie ważne.
-Dobra.- Powiedziałem beznamiętnie.

-To tu, chodźmy już.- Wziąłem ją za rękę, ale się wyślizgnęła, nie ponowiłem więc próby. Skierowaliśmy się w stronę wejścia, a ona ku mojemu zaskoczeniu chwyciła mnie za rękę i powiedziała:
-Przepraszam, ale jeszcze nigdy nie byłam na żadnej randce.-Przerwała.-Jeśli można to ją nazwać, więc jakby to powiedzieć nie wiem, jak się zachować, bądź wyrozumiały wobec mnie, okej?
-Dobra.-Odpowiedziałem, no bo co innego miałem powiedzieć, że nie? To byłoby nieodpowiednie w takiej sytuacji. I wcześniej myślałam, że nie zadzwonisz i że w ogóle nie przyjdziesz, ale pomyliłam się. A tak w ogóle na co idziemy?
- Na "Jeszcze większe dzieci".
-A...To fajnie :/- Powiedziała niezbyt przekonująco szczerząc swoje zęby.
-No to na co moglibyśmy iść?
-Może na "Iluzjoniści"?
-Okej, też tak na początku myślałem, ale dobra.- Po chwili znajdowaliśmy się przy sali oraz budce z colą i popcornem. Kupiłem każdemu po jednym opakowaniu, zapłaciłem wręczyłem Laurze i mnie. Ona odpowiedziała, jak zwykle "Nie trzeba było" i weszliśmy do sali oraz usiedliśmy na miejscach. Okazało się, że przesunęli film o pół godziny, więc musieliśmy siedzieć te chwilę w sali. Ja zrelaksowałem się i lekko zamknąłem oczy i na chwilę zasnąłem.
&
Gdy się obudziłem zauważyłem, że cała sala jest pełna, dostrzegłem również Rossa, siedział obok jakiejś dziewczyny, to była moja dziewczyna. Wysoka brunetka, niższa ode mnie, co prawda jakaś 6 dziewczyna ale jednak moja dziewczyna.  Podszedł do mnie, ja wstałem.
-Możemy na słówko?- Spytałem ostro.
-A co my...
-Zamknij się i chodź!-Poszedł za mną. Gdy byliśmy już na boku, zacząłem spór.
-Co ty odwalasz?- 
-To co ty uważasz za codzienność.- Odpowiedział bez najmniejszego zająkniecia.
-Ale w takiej chwili?
-Jak ty robisz tak codziennie.
-Ale o co ci chodzi, przecież zależało ci na tym aby ta dziewczyna szła na randkę.
-Ale nie takim kosztem. Nie jej kosztem.
-Co ci odwala Ross?! Nie rozumiem...
-To nie Ross!
-To kto?
-Może zrozumiesz...A może nie...- Zaśmiał się lekko, aż drwiąco. Więc wyszedłem z sali, sam nie wiem dlaczego, po czym wróciłem, przekraczając drzwi, dosłownie.  Nie przeszedłem przez nie, ale nad nimi, a moim oczom ukazały się dwa obłoki: Jeden zielony, drugi różowy. M,Śpiewały one pewną melodię... Przy dłuższym nasłuchaniu się jej odkryłem w niej słowa, Jeden śpiewał:
"To różowy sen!", a drugi:
"To zielony sen" I tak w kółko i w kółko.
A ja wmawiałem sobie "To tylko sen" I rzeczywiście nim był, bo po chwili obraz sie zamazał, a ja znalazłem się we właściwym świecie...


Z GÓRY PRZEPRASZAM Z A TEN OKROPNY OBRAZEK...NIE MAM TALENTU, ALE TEŻ CZASU....
___________________________________________________________________________________
Na początek pragnę Wam BARDZO, BARDZO, BARDZO.....Podziękować za te wejścia i motywację ;) Jestem przeszczęśliwa, bez Was nie byłoby rozdziałów :*A teraz czas na bonusik, który Wam obiecałam. No i hejcia! :*
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale prawie wogóle dostępu do konta nie mam:( Mam nadzieję, że rozdział ujdzie... I teraz czas na bonusik...
KONKURSIK
Widzicie to zdjęcie, wy zdecydujecie, która chmurka będzie zielona, a która różowa. I musicie rozwiązać zagadkę, a mianowicie, jak mają na imię?
 Z drógą chmurką jest łatwiej, ale z lewą trzeba pokombinować, a teraz podpowiedź:
SPÓJRZ NA GRANICE "KOLORU" CHMUREK (TA LINIA NA ŚRODKU) JEDŹ OD GÓRY DO DOŁU NAD GŁOWĄ CHMURKI B. A CHMURKA A MA NA TWARZY WYMALOWANĄ ODPOWIEDŹ, Z INNEJ PERSPEKTYWY, ALBO STRONY....
PS. Popatrzcie na obrazek i możecie zauważyć, że są elementy zawarte w rozdziale, na przykład noga nad drzwiami, jeśli można to tak nazwać zważając na rysunek xD Albo oczy wyskakujące z orbit oznaczające zaskoczenie. Przepraszam za jakość, ale miałam mało czasu i to miało być takie byle jakie, żeby było śmieszniej- chyba xD

sobota, 19 października 2013

Rozdział 11 "Zadziorna czy nieśmiała" Cz.2

                                             Narracja trzecioosobowa
-Łał...- Rzekła sarkastycznie, po czym powędrowała  oczami w górę.- Fajny prezent... I tak lepszy od różowej opaski, którą dostałam od Mikołaja- Kontynuowała, szczególnie podkreślając ostatnie słowo w owym zdaniu.
-Wiem-Pokiwał lekko głową przechylając ją na lewą stronę.
-I tylko tyle masz mi do powiedzenia?
-Chyba tak.
-Okej, niech będzie, dobra...Przecież nie będziemy tu tak stali cały dzień i noc.- Odburknęła, po czym zrobiła pierwszy krok w stronę chodnika. -Ktoś może pomyśleć, że jesteśmy parą.
-No.
-Weź!Coś ty taki spokojny?- Powiedziała pewniej niż chyba powinna, ale ona miała to gdzieś, chciała skończyć temat, a może raczej go rozwinąć, wszakże, nie chciała stać jak głupia obok domu chłopaka, który jej się podobał (Nie Rossa). Mógłby sobie pomyśleć coś czego nie powinien.
-Co mam wziąć?- Zadał kolejne pytanie, wytrzeszczając oczy i gapiąc się jak by był najgłupszym człowiek na świecie, choć można by było tak powiedzieć, jeśli chodzi o ten moment, chwilę no i oczywiście sytuację.
-No, to mi się już podoba.- Odpowiedziała na niezbyt mądre, choć bardzo zabawne zdanie "kolegi" entuzjastycznie, tak jak je przyjęła.
-Czyli podobam Ci się?- Jakby wybudził się ze snu podniósł głowę, ciągnąc dalej rozmowę, która była dosyć głośna. kilka osób wychylało się przez okno gapiąc się na- nie żeby ciekawą, ale zabawną rozmowę, jednak po chwili znudziło się im chyba, albo po prostu schowali się z powrotem, gdyż Kim na nich popatrzała i "BUM" nie było ich.
-Przegiąłeś! Jak ja...
-Tak wiem, podobam Ci się, ale idź ty już do tego psychologa, pomoże Ci i wszystko będzie okej, okej?-mówił jakby do małego dziecka, ale Swoim tonem. Ona zaś myślała, że wybuchnie, lava złości lała się strumieniami z niej, było to widać, ale Ross nic nie zauważył, co z resztą nie było dziwne.- Tak musisz!- Dodał przekonująco.
-Bardzo śmieszne, z którego filmu to zgapiłeś?
-Zgapiłem.-Odpowiedział beznamiętnie.-Ale w dobrym celu.-Pocieszył. Po tych słowach ruszyliśmy dosyć żwawym krokiem. Dziewczynie dawno wygasł wulkan złości i myślała, że wybuchnie, ale już ze śmiechu, w końcu ten jego ton był niesamowity. Po chwili byłem już przy domu, oczywiście moim.
Rzucił krótkie "Cześć", zatrzymał się czekając na odpowiedź, ale jej nie usłyszał, mógł zobaczyć tylko ją odchodząc, nie widział jej twarzy.
    Gdy byłem już w pokoju rozmyślałem o naszym zakładzie z Avanem.

&
Narracja pierwszoosobowa (Ross)
Szedłem właśnie do szkoły, będąc pewny Swej rozmowy z Avanem. Droga ciągnęła się wiekami, w dodatku nikogo nie spotkałem. Lekcję miałem dzisiaj o siódmej i prawie w ogóle się nie wyspałem, byłem wykończony. Kilka metrów od szkoły zauważyłem czarnowłosego mężczyznę, z włosami do ramion, stwierdziłem, że to Avan. Podszedłem do niego, był on odwrócony tyłem do mnie, więc szturchnąłem go lekko w ramię, błyskawicznie się odwrócił, wtedy zorientowałem się, że to nie Avan, tylko jakiś chłopak ze szkoły strasznie podobny do niego.
-Hę???-Wymamrotał
- sorry pomyliłem Cię z kimś,wtedy zauważyłem obok niego Tricki, tak to była ona, oparła się o jego ramię- była w ciemnych nerdach. Pobiegłem natychmiast w stronę wejścia, nie widziałem o co chodziło Tricki jej myślenie chyba nie ograniczało się do " Najpierw ten, potem tamten, następnie ten..." To był rodzaj zemsty, czy może proces klonowania. Nie kumałem i raczej nie zakapuję. Obok mnie zauważyłem Avana, tym razem właściwego. Pobiegłem w jego stronę, on odwrócił się automatycznie, gdy usłyszał moje buty wbijające się w wypastowana podłogę.
-Musimy pogadać- Rzuciłem energicznie i stanowczo. On zaś zrobił minę typu" Że co?!"
-Na słówko.- Dodałem z pogardą, jakbym wyjaśniał.
-A co my, dziewczyny?
-Idziesz, czy nie?-Oddaliłem się od odpowiedzi. PO tych słowach pobiegłem do toalety,a on za mną, gdy już weszliśmy  odezwał się:
-Co my baby, że w kiblu pogaduchy se robimy?- Byłem zdumiony poostawą przyjaciela, w każdej sytuacji próbował się droczyć, ale wybrał akurat nieodpowiednią.

___________________________________________________________________________________Myślę, że Wam tyle wystarczy, nareszcie jest internet i notesik, może i niepełny, ale jest!!! Czekam na komentarze PA:) I dziękuję Wam za te ponad 1880 wejść:)

czwartek, 5 września 2013

Rozdział 11 "Zadziorna, czy nieśmiała?" Cz.1



Dyrektor ogłosił, iż wyniki będą rozstrzygnięte już za trzy dni w czwartek, ponieważ byliśmy ostatnią szkołą, którą przesłuchiwano, natomiast uczestnicy mogą już pójść do domu. Więc udałem się w kierunku swojego domostwa.  Nagle zauważyłem prze de mną znajomą mi twarz i przyspieszyłem kroku, ta osoba szła obok jakiegoś chłopaka, zatrzymałem się by odsapnąć na chwilę i ujrzałem, jak ta osoba całuję go lekko w policzek, wtedy zorientowałem się, że ową postacią jest Kim. Jak ona mogła po tym, jak… Jestem durny, to nic nie znaczyło… Podejdę do niej i będzie wszystko normalnie… Gdy chłopak wszedł do budynku, wielkiego zielonkawego koloru dogoniłem Kim i krzyknąłem:
Bu…- Odskoczyła jak oparzona, a ja zacząłem się ryć na cały głos.
-Jeszcze raz mnie tak wystraszysz…!!!- Krzyknęła, stojąc do mnie tyłem nawet nie wiedząc, że to ja.
-Bo, co zrobisz?
-A to ty.- Powiedziała zrezygnowana.
-Nie, święty Mikołaj.
-Skoro tak, to gdzie podziała się broda, brzuszek, czapka i… Czekaj, czekaj… Yy… Wiem, Prezent dla mnie.
-Zgubiłem.
-Okej, to pa.- Machnęła ze dwa razy ręką i skierowała głowę w przeciwną stronę ręki.
-Dobra, mam prezent.
-Jaki?
-Wystarczy ci ponadprzeciętne, przekazywane z miłością "cześć"?


___________________________________________________________________________________

Więc tak...To jest kawałek rozdziału,który został mi na komputerze, nie jest to nawet 1/10 rozdziału, ale postanowiłam nie łamać obietnicy i jednak wstawić ten kawałek rozdziału na bloga, jeśli znajdę notesik to wstawię i drugą część. Mówi się w końcu "Kto szuka, ten znajdzie!". Podejrzewam, że to zrobię za około dwa, trzy, a może i cztery dni. Dziękuję Wam bardzo również za cierpliwość, której ja niestety nie posiadam... I życzę miłego czytania...Choć bardzo krótkiego.

sobota, 24 sierpnia 2013

Krótka przerwa...

Moi drodzy!!!

Nie dawno wróciłam z wakacji i mam napisany już kolejny rozdział (w zeszycie), niestety są wakacje i mam t z. "Lenia", przepraszam Was, że nie dodałam rozdziału w piątek, muszę Wam to jakoś nadrobić...Ale nie teraz, kolejny rozdział dodam dopiero 10 września (jeśli będę miała czas). Teraz trzeba się starać...Początek roku, 6 klasa itd. Mimo iż nie mam problemów z nauką wolę zrobić króciutką przerwę. To na tyle, przepraszam Was, pa!

EDIT: Przepraszam Was, ale jednak kolejny rozdział ukaże się jutro- czyli w piątek, gdyż zgubiłam notatnik i będę musiała CAŁE 3 rozdziały, które w nim napisałam sporządzić od nowa:( A więc w PIĄTEK pojawi się działęk xD Pa....

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 10 " Przesłuchania"

19.06 ( Dziewiętnasty Czerwiec)
Dzisiaj jest niedziela (data przesłuchań), jutro mają się odbyć przesłuchania do serialu. Przez ostatnie kilka dni nie robiłem prawie nic innego tylko ćwiczyłem, w końcu nie wiadomo, jaką piosenkę się zaśpiewa, ani w jaką rolę się wcieli. Dlatego ćwiczę głos, wykonując przeróżne dziwaczne ćwiczenia. Mam również na laptopie zainstalowaną aplikację, która wybiera losową piosenkę- klasyczną typu „Życzenie”, Popową, rockową, a nawet disco polo, a później można ją zaśpiewać, w tym się nagrać. Na tej aplikacji ćwiczyłem kilka ładnych parę godzin każdego dnia. W ciągu tych kilku dni byłem też raz odwiedzić mamę w szpitalu. Atmosfera między nami była sztywna, czasami rzuciłem jakieś pytanie, na które niekiedy odpowiadała rodzicielka. Od początku wizyty oczekiwała ode mnie „czegoś”, ale nie wiedziałem i nadal nie wiem, czego. Nie byłem tam długo z znaczących powodów- Nie chciała ze mną rozmawiać. Każdy by to zauważył wliczając mnie. Pożegnałem się z matką, ale ona tylko na mnie popatrzała z niezrozumieniem, jakby coś sobie przypominając. Nie trudno było się domyślić, chyba, że w moim przypadku, na początku nie wiedziałem, o co jej chodziło- zorientowałem się dopiero po długich przemyśleniach- było już za późno na jakąkolwiek reakcję, ponieważ byłem w domu, a mogłem jedynie zadzwonić do mamy, ale komórki nie miała w szpitalu, ponieważ zapomniałem jej przynieść wtedy, kiedy miałem dostarczyć jej ubrania i inne potrzebne rzeczy. Miałem kolejne „korepetycje” z Leną, ale i tak nie pomogły, wszystko mnie denerwowało, byłem i jestem jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Najgorsze jest to, iż być może jeszcze w tym tygodniu będę pisał test z trygonometrii i geometrii w przestrzeni, z tym drugim jakoś sobie radzę, ale trygonometrii nie kumam i chyba nigdy nie rozszyfruje. W dodatku nie radzę sobie z obowiązkami domowymi i sparzyłem lekko rękę żelazkiem i wypaliłem dziurę w mojej drugiej ulubionej bluzce, teraz wiem, że prasowanie nie jest dla mnie. Gotowanie za to idzie mi rewelacyjnie, choć dania, które przygotowuje są ogólnie łatwe w przygotowaniu, dajmy na przykład jajecznicę, albo tosty, sandwicze, zwykłe kromki chleba z szynką, serem, pomidorem i innymi dodatkami, gotowa pizza, sałatki i ziemniaki prażone. Umiem przygotowywać jakieś jedzenie, ale gorzej już ze sprzątaniem, zwykle te czynność wykonuję ze dwie godziny. Była godzina 20:00, a ja byłem wykończony fizycznie, jak i psychicznie, wziąłem prysznic, umyłem zęby i położyłem się do łóżka mimo takiej wczesnej pory, według mojego punktu widzenia. Po dłuższej chwili zasnąłem
20.06 (Dwudziesty Czerwiec)
Obudziłem się. Wstałem z łóżka i spojrzałem na budzik- była godzina 8:25. Zaspałem! Jak to możliwe? Nie dowierzając sięgnąłem po komórkę, która leżała na stoliku nocnym, odblokowałem ją, wpatrując się z radością odsapnąłem. Była bowiem godzina 5:02, dziwiło mnie to, że tak wcześnie wstałem, ale to pewnie z powodu tak wczesnego położenia się do łóżka. Odstawiłem komórkę na miejsce i wstałem z łóżka- nie miałem ochoty teraz wylegiwać się w nim. Skierowałem się w stronę okna i odsłoniłem widok wschodu słońca- Było to piękne zjawisko. Na widnokręgu było widać promienie słoneczne, które lekko podświetlały bezchmurne ciemno niebieskie niebo, które z każdą minutą stawało się coraz jaśniejsze. Stałem przy oknie chyba z pół godziny, gdy było widać już całe słońce, które było gotowe do całodziennej podróży po jaskrawym niebieskim niebie odszedłem od okna i wyszedłem z pokoju kierując się do łazienki. Po kilku minutach wyszedłem z niej idąc przez przedpokój, przekroczyłem próg zbliżając się do szafy otworzyłem ją i przebierając znalazłem odpowiednie ciuchy i założyłem je, piżamę schowałem zaś pod poduszkę. Włączyłem laptopa i wszedłem na tweetera pisząc „Dzisiaj przesłuchania, zero stresu? Tak się nie da! I test?” później, wszedłem na facebooka.
&
Dochodziła 6.00, wziąłem torbę na plecy i wyszedłem z pokoju kierując się schodami na korytarz. Ubrałem tenisówki i wyszedłem z domu zamykając go. Szedłem jakieś dwadzieścia minut i doszedłem. Lekcje miały się zacząć na dwadzieścia minut, usiadłem, więc na ławce. Zauważyłem Tricki, więc podszedłem do niej.
-Zrywam z Tobą!- Te słowa były nie dojrzałe, ale właśnie takie miały być.
Ona tylko spojrzała na mnie pogardliwie i odwróciła się tyłem do mnie.
-On się dopiero teraz domyślił…-Powiedziała do swoich dwóch przyjaciółeczek, Jessii i Delly śmiejąc się pogardliwie, odszedłem i przewróciłem oczami, a wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć, jakbym był małym dzieckiem i powiedział o wiele za dużo niż powinienem. Miliony ślepi gapiło się na mnie, gdy szedłem przez korytarz znajdując jakieś miejsce na ławce. Wkrótce ujrzałem Avana oraz Asha.
-Siema.
-Siema.- Odpowiedzieli zgodnie.
-Co macie takie miny?
-Hy???- Zmrużył i skrzywił oczy Ash.
-Dyro Cię szukał.- Wyskoczył nagle Avan.
-Po co?
-Nie wiem, masz przyjść do niego.- Oddaliłem się kierując do gabinetu dyrektora. Gdy już doszedłem zapukałem nie pewnie trzy razy i wszedłem.
-Usiądź!- Wyskoczył nie, kto inny jak dyro łagodnym, ale straszliwie groźnym tonem.
-Co się stało? Aa…Mam dać usprawiedliwienie za chorobę?- Prychnąłem.
-Tak, ale na tym nie skończysz.- Przestraszył mnie.
-Co? O co chodzi?
-Spokojnie… Daj mi tylko te usprawiedliwienie, a ja wszystko Ci na spokojnie wyjaśnię.- Powiedział, a właściwie wyszeptał łagodnie. Sięgnąłem, więc ręką do torby, otworzyłem zeszyt z matmy, otworzyłem go i wyciągnąłem z niego kartkę z usprawiedliwieniem od lekarza i podałem tę kartkę do rąk samego dyrektora.
-Dobrze, a więc chodzi mi o test z matematyki, tydzień temu nie pisałeś go z powodu pobytu w szpitalu, tak?- O nie chodzi o test…I w ogóle skąd on o tym wie.- Twoja mama dzwoniła do szkoły, stąd to wiem, a jeśli chodzi o test z matematyki to…- Zatrzymał się w celu zaczerpnięcia oddechu, a mi serce waliło jak szalone.- Nie będziesz go pisał, ponieważ to nie ma nawet najmniejszego sensu. Odpuścimy Ci go. To na tyle, możesz już iść, a i jeszcze jedno… Z tego co wiem, to jesteś zapisany na listę osób, które są chętne do udziału w przesłuchaniach, więc zaczną się one jednak o 8:00, nastąpiła małą zmiana planów, z resztą wszystko opowie Wam pani Krestyshon, będziecie mieli z nią godzinną lekcję, zamiast Polskiego i Fizyki, oczywiście tylko chętni na przesłuchania. Możesz wyjść.-Po tych słowach wstałem z krzesła i otworzyłem drzwi.
-Dziękuję, Do widzenia!- Powiedziałem beznamiętnie, jakby było to formułka do wyuczenia się na pamięć.- Wyszedłem i zamknąłem drzwi, po czym spojrzałem na plan i skierowałem się w kierunku pani Krestyshon, która mówiła coś do grupki trzecio i drugoklasistów. Po chwili dołączyłem do tej grupy, a ona weszła do Sali muzycznej o numerze 14. Gdy już weszliśmy i zajęliśmy miejsca, każdy w osobnej ławce, nauczycielka muzyki zaczęła tłumaczyć nam wszystko, ziarenko, po ziarenku. Czasami słuchałem, ale czasem zagłębiałem się w swoich myślach. W mgnieniu oka lekcja skończyła się i mieliśmy udać się za panią gęsiego, szliśmy schodami do piwnicy, gdy byliśmy już w podziemnym korytarzu, pani włożyła rękę do kieszeni i wyciągnęła z niej kluczyk, po czym otworzyła drzwi. Gdy weszliśmy ujrzałem ogromną ośmioboczną salę, a na każdej ścianie były poustawiane ciasno krzesła, na środku zaś znajdował się wielki kolisty dywan z wyszytym wielkim mikrofonem.
-Usiądźcie na siedziskach, a ja po kole będę przywoływać osoby, do tej Sali.-Wskazała na drzwi, zachowujcie się grzecznie, ponieważ będą tu obecni… To niespodzianka.-Po tych słowach pani weszła do owej sali, a po kilku minutach do sali weszły jeszcze trzy osoby, Niska rudowłosa kobieta, o zielonych oczach mająca włosy upięte w wysoki kok oraz różową sukienkę bez ramion do kolan z wysokimi szpilkami tego samego koloru na nogach. Za nią szli dwaj mężczyźni mający na sobie zwykłe dżinsy, ciemne bluzy z kapturami założonymi na głowę, przez co nie można było zobaczyć ich włosów oraz okulary tego samego koloru. Gdy weszli do Sali po kilku minutach wyszła z nich pani z muzyki.
-Możecie teraz przygotować się chwilę do przesłuchań, z pięć minut będą wywoływane poszczególne osoby.- Jaki jestem głupi, zapomniałem wykonać ćwiczenia rozgrzewające głos, po chwili wszyscy zaczęli parskać jak konie, robić głębokie wdechy i wydechy, cicho śpiewając do-re-mi-fa… oraz wykonywać inne ćwiczenia, ja również się dołączyłem. Po dłuższej chwili z za drzwi wyłoniła się ta sama pani co przed chwilą.
-Zapraszam Taylor Bywis oraz Tya Gleeonst.- Jak to, ćwiczymy w parach? Niemożliwe, ale to chyba nawet lepiej… Nic nie było słychać zza drzwi- niestety, fajnie by było sobie posłuchać kilku osób. Po kilkunastu minutach wyszli zza drzwi, kierując się do wyjścia, zawołano już dwanaście osób, a mnie jeszcze nie. W końcu usłyszałem moje imię i nazwisko i nazwisko…(chłopak Tricki) oraz trzecią osobę, Kim. O nie musiałem być z nim, ale wszedłem, w końcu to może być moja szansa. Gdy tylko przekroczyliśmy drzwi powiedziałem:
-Dzień dobry!
-Dzień dobry!- Powiedziała za mną Kim, a później dołączył się Noach
-Dzień dobry, proszę to wasz skrypt- macie zagrać ta scenkę, macie 5 minut na przećwiczenie- możecie za tamtą kurtyną- Wskazał człowiek w kapturze. A my poszliśmy za jego ręką.
-Okej, więc gramy z Noachem wrogów, którzy biją się obelgami o to, kto ją zdobędzie, a ona wybiera tego i się całują.
-Okej, ja jestem dziewczyną, ale który będzie tym, z którym ma się całować?
- Ja nie, ona nie jest tego warta.-Odezwał się Noach
-Ale to jest nieprawdziwy pocałunek, łatwo go zagrać. Ale nie możemy się kłucić, więc mogę być tym, którego ona będzie całować.- Po tych słowach, każdy z nas wziął swój skrypt i zaczął go czytać i grać pewne kwestie.
-Już możecie zacząć.- Odezwał się ciepły głos rudowłosej kobiety. Weszliśmy, więc na scenę, każdy z nas miał w swojej ręce skrypt i zaczęliśmy grać.
-Odbiorę Ci ją, nawet tego nie zauważysz!
-Po, co, aby mieć swoje trofeum, że mnie pokonałeś.
-A nawet, jeśli, to, co z tego. Przez cztery lata się we mnie podkochiwała i miałaby wybrać Ciebie, kujona, który nie miał nigdy żadnej dziewczyny. Jestem od Ciebie przystojniejszy.- Jego obelgi nie były przekonujące, ale zabolały mnie, zwracały się do mojego życia, oprócz tego, że byłem kujonem.
- Ale tu nie chodzi o wygląd, tylko o miłość, nic więcej, nic mniej.
-A, co mi po miłości, ona jest sławna i ja dotrę do tej sławy dzięki niej, a ty nic nie zyskasz, nie masz z czego.
-Jesteś nic nie wartym debilem, nie zasługujesz na nią!- Po tym wchodzi Kim.
-Jak możesz tak mówić, myślałam, że jesteś wart mojego wyboru!- Genialnie to zagrała, a jej mimika twarzy… Ona jest urodzoną aktorką!
-I widzisz, co zrobiłeś??? Ja wygrałem a ty…-
-Nie mówiłam o Tobie durniu!- Podeszła do mnie i rzuciła mi się w ramiona, potem miała być scena pocałunku, więc odwróciłem się tyłem do jury i zbliżyłem moją twarz do jej twarzy, wyglądało jakbyśmy się całowali, ale nagle złączyliśmy swoje wargi na ułamek sekundy, oderwaliśmy się. Potem wszyscy stanęliśmy w rzędzie. A Kim była zszokowana, jak i ja.
-Dobrze, teraz niech na scenie pozostanie tylko (cht)
-Mam pytanie, czy znasz utwór „Hallelujah”, wiem, że ten utwór może nie jest odpowiedni na przesłuchanie, ale właśnie ten zaśpiewasz?
-Niee…-Przeciągnął.
-Proszę, tuta jest nagrana…-Podał mu MP3 i kontynuował, nie słuchałam, tylko powiedziałem do Kim:
-Byłaś genialna.
-Ale, w czym?- Powiedział rozkojarzona.
-A… no we wszystkim.- Odpowiedziałem krępując się.
- W wież… W tym pocałunku też?- Czy ja osłupiałem, czy ona powiedziała zdanie, które powiedziała …
-Yy… No…Yy…
-Zapomnijmy o tym, to tylko zwykły impuls, byliśmy za blisko, a wież, Opani nas uczyła o tym, że człowiek przyciąga człowieka.- Powiedziała zestresowana.- Ale nie w tym sensie…
-No..Em…Zapomnijmy, jasne?
-Tak, to najlepsze wyjście!- Naszą pogawędkę przerwał nam okropny głos (cht). Od tego momentu wiedziałem, że się nie dostanie. Gdy skończył, zadali mu kilka pytań i kazali wyjść.
-Teraz ty Ross, ten sam utwór, a potem Kim.
-Dobrze…-Odezwałem się nie pewnie, po chwili usłyszałem melodię, graną na gitarze, oczywiście w nagraniu i z moich ust zaczęły wydobywać się dźwięki, zerknąłem na komisję, a ona widocznie była zachwycona, sądząc po ich minach. Gdy skończyłem, zszedłem ze sceny.
-Umiesz grać na jakichś instrumentach?
Tak, na pianinie, gitarze i na trąbce przez drugą trąbkę.
- Chodziłeś na jakieś lekcję tańca?
-Tak, kilka lat temu, ale już skończyłem kurs.
-Na, jakie jeszcze zajęcia chodziłeś?
-Już chyba na żadne.
-Dobrze, możesz wyjść.
-A nogę poczekać na koleżankę?
-Możesz.
-Teraz ty kim, znasz ten utwór?- Spytała się pani z muzyki.
-Tak.- Po czym Kim zaczęła śpiewać, miała bardzo ładny głos, ale nie był on odpowiedni do tego utworu, ponieważ, ona ma głos mocny. Gdy skończyła spytali się:
-Chodziłaś lub chodzisz na jakieś zajęcia?
-Nie, ale umiem grać na gitarze, tata mnie nauczył.
-Dobrze, możecie już iść.- Po tych słowach wyszliśmy i powiedziałem jej co myślę o tym występie.
- Masz super głos, ale to nie piosenka dla Ciebie.
-Wiem, dlatego mnie nie przyjmą, ale Ciebie na 100%.
-Na 100%?
-Na 101%
-Ale mnie pocieszyłaś!
-Odwal się.- Uderzyła mnie ramieniem w ramię.
-Ał… To bolało.
-Chyba raczej, chcesz powiedzieć bolało i boli.- Podkreśliła ostatnie słowo.




Przepraszam, że tak późno, ale znowu nam się zepsuł Internet ( na szczęście tylko na dwa dni) od czasu wakacji, co kilka dni dzieję się nam tak z netem. W poprzednim rozdziale pojawiła się nowa postać Kim, która nieźle namiesza… Jak myślicie, chcący czy nie chcący??? Piszcie w komentarzach! Dziękuję Wam za te 400 wejść, jestem z nich bardzo zadowolonaJ
Sorry za błędy typu: literówki, powtarzanie słów itp. Nie zdążyłam sprawdzić tekstu, nie miałam czasu, postaram się zrobić to jak najszybciej…

W poniedziałek wyjeżdżam na tydzień w góry, więc nie wiadomo czy zdążę wstawić 11 rozdział, bo może tam nie być InternetuL

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 9 "Zakładowa zemsta"


08.06 (Ósmy Czerwiec)
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Autobus się zatrzymał, dotarłem już na miejsce. Wyszedłem z niego i spojrzałem na przystanek, na szklanej „kopule” widniało wiele napisów, które nawet nie warto czytać, jednak moją szczególną uwagę zwrócił złotoczerwony napis, przeczytałem go brzmiał dosyć dziwnie jak na akt wandalizmu fatamorgana nie jesteśmy na pustyni”. Te słowa były związane z tym, o widziałem- mostem, zamiast biblioteki. Lecz mogły znaczyć coś innego, na przykład, że tych wszystkich napisów uwiecznionych na przystanku nie można tak zignorować i trzeba działać, ale to tylko moje myśli, nic więcej, pewnie nawet nie są właściwe. Postanowiłem kupić coś, więc zacząłem rozglądać się na wszystkie strony w celu znalezienia jakiegoś sklepiku, ku mojemu zdziwieniu, sklepik znajdował się po drugiej stronie ulica kilka metrów od ogromnego szpitala liczącego cztery piętra, a może i nawet sześć, był on cały pomalowany na kolor łososiowy, jego styl był prosty, gdyby nad wielkim wejściem nie widniał napis „SZPITAL” można byłoby pomyśleć, iż jest to szkoła. Pasy znajdowały się nie daleko, ale dla mnie i tak aż za bardzo, więc po prostu przeszedłem przez ulice, która nie była zbyt ruchliwa o tej porze dnia.
Byłem już po drugiej stronie ulicy, wszedłem do sklepu.
&
Wyszedłem z reklamówką, w której znajdowały się ciastka „delicje”, sok winogronowy, woda mineralna niegazowana oraz dwa jabłka, gruszka i sezamowe paluszki.
Wychodząc zauważyłem na dębie mały napis „ Nie zmywaj fantazji!”- okej kolejny napis, który jest dosyć dziwaczny.. .  Nie ważne!
Poszedłem dalej, byłem już przed budynkiem, no prawie, do wejścia dzieliły mnie jedynie schody, spoglądałem na nie.
-Mój odwieczny wróg.- Powiedziałem, po czym się lekko zaśmiałem.
- Naprawdę?-  Z ulitowaniem spojrzała i spytała się szczupła blondynka z lekko zakręconymi końcówkami włosów i ogromnymi, jaskrawymi niebieskimi oczami. Wyglądała na dziewczynę w moim wieku.
-Odwieczny wróg albo wielka frajda!!!- Odpowiedziałem żartobliwie.
-Hm… Chyba to drugie.
-Czemu tak myślisz?
-Nie umiesz kłamać!
- A właśnie, że umiem!
- A właśnie, że nie!
- A właśnie, że tak!
- A właśnie, że nie!
- A właśnie, że tak!
- A właśnie, że nie!
- A właśnie, że nie!
-A właśnie, że tak.
-Ha… Potwierdziłeś, że nie umiesz!- Odezwała się triumfalnie.
- Wcale nie!- Odwróciłem się z założonymi rękami.- To był sarkazm…- Nastała cisza.-I co teraz powiesz?
-No wiem.
- I widzisz?!- Zrobiłem minę HHHMRATN, czyli „ha, ha, ha, miałem rację, a ty nie!”- Zaraz, zaraz…
-Tak, miałam rację!- Dokończyła za mnie.
-Orz ty…!!!
- A tak w ogóle jestem Kim.
- Ross.
-A czy to nie ty przypadkiem śpiewałeś na ostatnim festynie?
- Nie, wież, to nie ja występowałem.- Powiedziałem sarkastycznie.
- Nie ze mną takie numery!
- Tak, ale ze mną tak!
-Dobra niech Ci już będzie! Ale mam pytanie: Dlaczego idziesz do szpitala?
-Odwiedzić mamę.
-Aha, ja do dziadka, niedawno miał zawał, ale na szczęście jego stan jest stabilny i tym podobnie. Ma wyjść za nie długo, więc się bardzo cieszę.
-Aha, ty przynajmniej coś wiesz, a ja nic.- Burknąłem.
-To przecież nie moja wina, że ty nic nie wież.- Odpowiedziała tym samym tonem.
- Może i nie Twoja, ale jeśli jej będzie coś poważnego, to nie będę mógł pójść na przesłuchanie.
-O, czym ty mówisz, przecież, jeśli Twoja mama jest, że tak powiem chora, to nie znaczy, że nie możesz iść na przesłuchanie.
- Nic nie rozumiesz…!
- Przepraszam bardzo, ale jak mam cokolwiek rozumieć, jak prawie wcale nie znam Ciebie, a co dopiero Twojej sytuacji rodzinnej. Sorry, ale nie mam ochoty z Tobą rozmawiać, jeśli masz zamiar cały czas mi mówić, że nic nie wiem, skoro nawet nie chcesz mi nic wytłumaczyć!- Ostrym tonem skończyła rozmowę- chyba. Nie wiedziałem, co mam robić, zatrzymać ją czy coś?- A poza tym muszę już iść do dziadka.
-Zaczekaj!- Chwyciłem ją za ramię.
-Co chcesz?
- Przepraszam! Nie chciałem, ale kilka lat temu moja siostra i bracia wyjechali za granice, by założyć zespół, bo byli pełnoletni, ja jeszcze nie i choć bardzo chciałem nie mogłem z wielu powodów. Kilka lat później tata zostawił nas samych z mamą i jeśli stan mamy nie będzie zbyt dobry to…
-Będziesz musiał zrezygnować z przesłuchań, a jest to dla Ciebie wielka szansa. Jeśli by Ci się udało to byś musiał jechać do Miami, lecz jeśli Twoja mam nie będzie mogła jechać, nie zostawisz jej w takim stanie, a nawet, jeśli by nie było najgorzej również byś nie chciał jej zostawić. Tak?- Wow, bezbłędnie to powiedziała, nie wiedziałem, co powiedzieć. Wiedziała, co czuje. Nie wiem jak ona to zrobiła?
-Jesteś jasnowidzem, czy co?
-Spotkałam się już z taką sytuacją. Pa, muszę już iść, może się jeszcze spotkamy.
Odeszła, a ja zacząłem skakać po schodach jak oszalały, ponieważ chciałem jak najszybciej odwiedzić mamę. Pokonałem drzwi obrotowe, po czym wszedłem do budynku. Zauważyłem recepcję- skierowałem się w jej kierunku. Były trzy okienka, dwa były zapełnione ogromną kolejką, a trzecie, było puste- podszedłem bliżej i ujrzałem na szybie tabliczkę z napisem „ZAMKNIĘTE”, za okienkiem jednak stała czarnowłosa kobieta odziana w zielonkawy fartuch. Mimo napisu na tabliczce postanowiłem zadać jedno malutkie pytanie, nie miałem zamiaru czekać w kolejce nie wiadomo ile czasu by wymienić kilka słów.
-Przepraszam czy wie pani może, w jakiej Sali przebywa pani Lynch?- Zapytałem nie pewnie.
-Yyy…Owszem, czy jest pan kimś spokrewnionym?
-Jestem jej synem, miałem dzisiaj przyjść.
-Dobrze, pańska matka znajduje się na drugim piętrze w pawilonie C, w Sali numer 129.
-Dziękuję i przepraszam.
-Nic się nie stało chłopcze.- Zacząłem biec w lewo za strzałką i obrazkiem, który komunikował, gdzie jest winda oraz schody.
Po kolei pojawiały się drzwi sal- Pierwsza, druga, trzecia, czwarta, piąta, szósta, siódma, ósma, dziewiąta, dziesiąta, jedenasta, dwunasta…I tak się ciągły prawie przez wieczność.
Byłem już przy sali 80, zatrzymałem się. Obok drzwi znajdowała się winda, a obok windy schody. Postanowiłem wyjść na łatwiznę i pojechać windą, nacisnąłem guzik znajdujący się obok niej. Czkałem i czekałem kilka minut, lecz winda nie przyjeżdżała, przyciskałem wciąż guzik windy, ale bezskutecznie. Zdenerwowany skierowałem się w stronę schodów. 
Nie minęła nawet chwila, a ja znajdowałem się już na drugim piętrze, rozglądnąłem się w prawo i w lewo- zauważyłem napis nad drzwiami „Pawilon C”.
Poszedłem szybkim marszem w stronę drzwi i mijałem kolejne sale, aż doszedłem do Sali 129. Zapukałem.
-Proszę!- Usłyszałem głos mamy, był on wesoły, ale jednocześnie słaby. Wszedłem, zauważyłem blondynkę, była blada, miała podkrążone oczy i fioletowe usta. Zauważyłem zupełnie inną osobę, próbowała się uśmiechnąć, ale sprawiało jej to duży kłopot- nie miała tyle siły nawet na to.
- Witaj mamo, proszę, to dla Ciebie- Podałem jej reklamówkę z wcześniej zakupionymi rzeczami.
- Nie trzeba było…-Ledwo wypowiedziała.
- Jak się czujesz?- Spytałem zaniepokojony.
-Oj Ross… Nie chcę Cię okłamywać.
-Źle, tak?
-Nie zupełnie, ale jestem strasznie słaba i brak mi kogoś, z kim mogłabym porozmawiać. Widzisz te dwa puste łóżka.- Kiwnąłem głową.-Jeszcze wczoraj były zajęte, ale dzisiaj rano Sarah i Jessica zostały wypisane.
-Teraz masz mnie. Nie chcę Ci teraz przypominać, ale chciałbym…
-Wiedzieć jak to się stało?- Wskazała na zabandażowaną rękę.
-Bezbłędnie! Za dużo mam tych niespodzianek jak na jeden dzień.
-Oj synu, jeszcze napotkasz ich wiele. Ale wracając do tego jak to się stało, sama nie wiem, Szłam do kuchni, nagle czajnik zaczął piszczeć, nie pamiętałam żebym stawiała czajnik z wodą, aby się zagotowała. Nie umiałam wyłączyć palnika, więc położyłam rękę na rączce czajnika by go podnieść i przenieść- Była piekielnie gorąca, wtedy pierwszy raz się oparzyłam. Wystraszyłam się, że nie wyłączę gazu i odkręciłam wodę i chlapnęłam kilka razy na ogień, a on momentalnie zgasł. Pochyliłam się nad palnikiem, to był mój największy błąd…- Przerwała, czekałem, ale nie kontynuowała.
-A później?
-Nie chcę o tym mówić.
-Co potem?
-Ross, czy ty rozumiesz, co to znaczy „ Nie chcę o tym rozmawiać”?
- No, że nie chce się o tym rozmawiać, przecież to banalne słowa, każdy by je zrozumiał.
-Najwyraźniej nie każdy, ty na przykład ich nie zrozumiałeś. Jeśli się nie chcę o czymś mówić, to wiadomo, iż nie miło się o tym wspomina. A jeśli ty będziesz cały czas podgrzewał sytuację słowami: „Co dalej było?” wiadomo, iż ta osoba w tym momencie przypomni sobie ten moment i w ten sposób nic nie powie, nic nie zyskasz, a ona będzie miała jeszcze gorszy humor.
Dobra, dobra…- Chciałem już odgryźć się, ale ugryzłem się w język. Przez resztę czasu przemilczeliśmy, ale gdy dochodziła godzina, która kończy czas wizyty skierowałem się w stronę drzwi i już miałem pociągnąć za klamkę. Gdy mama stanęła na równe nogi.
-Weź to, w tym zawarte są wszystkie odpowiedzi na Twoje pytania.- Podała mi paczkę, na której była naklejona małą karteczka z napisem „Lynch”- Nie otworzysz jej teraz, ale dopiero gdy będziesz gotów.- Te słowa mnie sparaliżowały „Kiedy będę gotów”.  Jak to nie jestem gotów? Właśnie, że jestem gotów i w ogóle, kiedy będę? Nie rozumiem nic…Zaraz a może właśnie o to chodzi, muszę zrozumieć! Eee… Nie jestem żadnym detektywem czy coś, jestem zwykłym nastolatkiem- nikim więcej. Wyszedłem bez słowa wraz z ponura miną w kierunku wyjścia z szpitala.
 Gdy szedłem chodnikiem na przystanek wszędzie widziałem kobiety. Postanowiłem zadzwonić do Avana- Za dużo miałem dzisiaj przygód z płcią przeciwną. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wybrałem numer kumpla. Po chwili odebrał.
-Siema Ross!- Powiedział, a w jego głosie można było wyczuć ledwie zauważalną nutkę zdziwienia.
-No siema!
-Czemu dzwonisz? Aaa… Chodzi o dziewczynę…- O tricki, tak?
- Tak w pewnym sensie tak, ale nie tylko, słuchaj to nie rozmowa na telefon…
-Spotkajmy się w kawiarni za trzy godziny, Nara!- Przerwał.
-Co?!- Nim zdążyłem coś powiedzieć -rozłączył się. Zaraz po tym autobus przyjechał- był pusty, a ja do niego wszedłem i skasowałem bilet.
-O nareszcie jakiś facet! Młody, ale facet!- Wyszeptał kierowca sam do siebie.
Czyli przez cały ten czas autobusem jeździły same kobiety, niemożliwe! Co ja w ogóle myślę, przecież to normalne, zwykły zbieg okoliczności, których jest wręcz za wiele jak na jeden krótki dzień.
-Co Cię trapi chłopcze?- Kierowca spojrzał na mnie przez lusterko, wtedy zauważyłem jego gęste brwi oraz wąsy, który aż świeciły siwizną.- Niech zgadnę kobiety, jest ich dzisiaj zdecydowanie za dużo!
-W pewnym sensie to tak. Nie chcę być nie miły, ale czy a pan nie powinien ze mną nie rozmawiać?
-Póki patrzę na drogę i jestem trzeźwy to mogę robić co mi się żywnie podoba.- Odpowiedział żartobliwie. Pewnie gdyby ktoś inny wypowiedział to zdanie, to zabrzmiałoby one dosyć chamsko, ale z jego ust zabrzmiało inaczej. Uśmiechnąłem się i zacząłem opowiadać bez grudek, proście, tak otwarcie dzisiejszy dzień mimo iż tej osoby nie znałem. Gdy skończyłem dodałem:
-Co pan o tym myśli, wierzyć czy nie, co zrobić?
- Ja myślę nie wiele, nie należy się aż tak tym wszystkim zadręczać, wsłuchaj się w swój wewnętrzny głos, nie zawsze musisz kierować się rozsądkiem, niekiedy nawet i on nie jest rozsądny i błądzi, zawraca Twoje myśli, które odganiasz. Może to i prymitywny sposób, ale skutkuje.
-Ale ja nie wiem jak, skąd mam wiedzieć? To jest takie…
-Niemożliwe? To jest właśnie rozsądek, lecz on nic nie daje!
-Chciałem powiedzieć skąp likowane, ale to również nasuwało mi się na myśli.
Nagle autobus się zatrzymał i wsiadło parę osób wtedy kierowca już się nie odezwał. Po chwili znów się zatrzymał i był to mój przystanek. Wysiadłem.
Poszedłem w stronę domu, nim zauważyłem byłem już tuż, tuż. Dalszą drogę przebiegłem, zdyszany podszedłem do drzwi otworzyłem je po czym wparowałem do środka.
&
Był już czas, do spotkania zostało kilkanaście minut, więc przebrany wziąłem pieniądze i wyszedłem z domu zamykając go. Szedłem i szedłem, aż wreszcie odtarłem do kawiarni, miała ona wielkie okna, więc można było zobaczyć kto znajduje się w środku, ponieważ nie wisiały na nich firanki. Nie ujrzałem Avana, wszedłem do środka i zająłem trzyosobowy stolik. Zastanawiałem się dlaczego Avan tyle czasu potrzebował do przygotowania się. Już się boję, on ma czasem zwariowane pomysły. Nagle do kawiarni wparował zdyszany Avan, trzymał on w prawej ręce dosyć dużą skurzaną, beżową teczkę. Zaczął biec w moją stronę i zajął miejsce naprzeciwko mnie.
-Po co Ci ta teczka?- Spytałem nie urywając zdziwienia.
- Zobaczysz…!
-Je… Super, kolejna tajemnica.
-Spoko, zaraz Ci wszystko opowiem.
-Okej!
-Więc tak pewnie słyszałeś już o przesłuchaniach do nowego serialu Disneya.
-No raczej.
-I, że Tricki nie będzie brała udziału, ponieważ…
- Pewnie ma już zapewnioną rolę.- Dokończyłem znudzony.
-Na pewno o nowym i o tym, tym ich pocałunku też sadząc po tonie.
-Zgadza się.
-Więc przedstawię Ci plan zemsty.
-Co?!
- No wież jakoś musisz się zrewanżować.
-Ale, po co, nawet mi z tym dobrze.
-Serio?
-Nie, ale po co mam się mścić i jak?
- Dobra to zrobimy to inaczej…
-???-Spojrzałem na niego z przerażeniem.
-Przewidziałem to, więc rozwiążemy to małym zakładzikiem…
-No nie wiem…
-No weź, nie masz nic do stracenia…
-Niech ci będzie…
-Wiec tak… Jeśli uda mi się zaprosić tą dziewczynę, która jako pierwsza wejdzie do kawiarni przez drzwi wejściowe.
-Są tylko jedne?!
- Nie psuj mojej przemowy! Jeśli uda mi się ją zaprosić na randkę to będziesz uczestniczyć w „Planie zemsty”.
- A jeśli nie?
- Nie wiem, sam coś wymyśl.
-Nie będę w nim uczestniczył, ale…- Wtedy przez drzwi weszła nie wysoka szatynka, z lekko falowanymi blond końcówkami włosów o ciemnych brązowych oczach. Była bardzo ładna mimo iż nie miała na sobie makijażu.- Ty mnie umówisz z pewną dziewczyną, wskazałem przypadkowo na szatynkę.
-Okej, ale zdajesz sobie z tego sprawę, że ta dziewczyna będzie tą z którą ja się mam umówić.
-Mo nie chodzi o tą dziewczynę!
- To po jaką cholerę wskazałeś na nią?!
- Przypadkowo, ale zacznijmy już!
-Okej, idę!- Wtedy podszedł do szatynki i powiedział:
-Hej małą, jak masz na imię?
- No cześć!- Powiedziała z wielką nutą zdziwienia.- Laura.
-Laura, jakie piękne imię, czy to nazwa kwiatu?
- Nie wiem. Ale jest takie coś jak liść laurowy.
- W takim razie będę Cię nazywał liściem laurowym, chociaż nawet on nie zasłużył na to by nosić twe imię!- Ona się lekko zarumieniła. Myślałem, że pęknę i wiedziałem, że na pewno wygram zakład. Która dziewczyna zachwyciłaby się takim komplementem?
-Jakie to słodkie, a jak ty masz na imię?- Że co, wystarczy powiedzieć dziewczynie, że nawet jakaś cudowna rzecz nie zasługuję na jej imię?!
-Avan, ale czy to ważne?
-Raczej tak!
-Teraz nie, w tym momencie ty jesteś tylko dla mnie ważna, więc czy się ze mną umówisz?
- To jest bardzo słodkie, ale ja Cię w ogóle nie znam, a ty również mnie.
-Ale warto spróbować! Proszę, ostatnio mnie dziewczyna zdradziła na moich własnych oczach, chciałbym się na niej jakoś odegrać.
- Czyli jestem Twoją zabawką, tak?
-Nie, ale trudno mi jest, wszyscy się ze mnie śmieją w szkole i to wcale nie za moimi plecami.
-Biedny jesteś, rozumiem Cię, dlatego mogę spróbować.
- Dzięki, zadzwonię, podasz mi numer?- Napisała mu coś na serwetce, on odszedł i usiadł z powrotem na swoim miejscu.
-Czemu powiedziałeś moją historią i to, że nie masz dziewczyny- okłamałeś ją.
-To dla dobra Ciebie i dla niej.
- Ale zadzwonisz do niej?
-Może.
-No weź, nic jej się nie stanie, jeśli raz ktoś do niej nie zadzwoni, może pomyśli, że miałem zły numer czy coś?
-Dobra, niech Cie będzie przedstaw plan zemsty!
-A mogę pokazać?
-Jasne, ale jak?
-O tak!- Wyciągnął z teczki jakiś dokument i podał mi do rąk, a zaraz po tym przyszedł do nas kelner i podał nam menu, zabraliśmy je do rąk i przejrzeliśmy. Ja zamówiłem szarlotkę oraz gorącą czekoladę, a Avan ciastko czekoladowe oraz shake truskawkowy.
Przeczytałem cały ten dokument.
-Czyli wszystko miałeś już zaplanowane, tak?
-Tak.
-Ale po co zemście dokument?
- Zemsta polega na poniżaniu Tricki przez tydzień. Teksty dam Ci później.
-Nie, ona polega na poniżaniu tej osoby która dostanie rolę Ally i nie potrzebuję tekstów, sam umiem wymyślać je...
-Tak, ale wiadomo, że to będzie .Wiem ty wszystko umiesz...-Wypowiedział ostatnie zdanie z wyraźna irytacją.
-No tak, ale po co ten dokument?
-Żebyś później mógł jej go pokazać, a ona Ci wybaczy czytając go, ponieważ nei ma tam ani słowa o niej.
-Ale gdzie ja ją mam „poniżać”?
-Na planie serialu!
-Nie masz pewności czy się dostanę i czy w ogóle chcę uczestniczyć w przesłuchaniu.
-Ty na pewno wygrasz, a po za tym czemu miałbyś nie iść na przesłuchanie?
-Mama jest dosyć słaba, a ja jej samej nie zostawię.
-Przecież kontrakt zapewnia darmowy pobyt w Miami na czas nagrań do serialu rodzica bądź opiekuna prawnego jeśli osoba zatrudniona jest niepełnoletnia.
-Aha, to wszystko zmienia!


Przepraszam Was, że nie dotrzymałam obietnicy, ale od piątku nie miałam Internetu- dopiero dzisiaj się pojawił. Wynagrodziłam Wam te spóźnienia tym iż właśnie pojawiła się Laura- Ale czy ta Laura...? Może to być każda dziewczyna, ponieważ nie zdradziłam nazwiska...Rozdział jest chyba dłuższy od poprzedniego… Dzięki za wejścia (382) :)


niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 8 "Honorata, Hipis i wizyta..."

8.06 (Ósmy Czerwiec)
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Właśnie wychodziłem z domu w celu zakupieniu dwóch biletów. Do szpitala i Z powrotem.  Po drodze spotkałem bezdomnego psa. Był to chyba mieszaniec owczarka niemieckiego, nie wiem, ale był do niego strasznie podobny. Piesek do mnie podszedł i zaczął na mnie patrzeć maślanymi oczami. Wytrzeszczał je tak chyba przez kilka minut. Pomimo iż był bezdomny, był w miarę czysty. Nie minęła chwila, a zacząłem go głaskać, nie dało by się zrobić inaczej. Tak słodko na mnie patrzył tylko ktoś bez serca nie pogłaskałby go.
Po  krótkim postoju ruszyłem w dalszą drogę. Postanowiłem wejść do najbliżej znajdującego się sklepu lub kiosku.
Gdy zauważyłem jakąś budkę zacząłem biec w jej stronę. Nie wiedziałem czy to sklep czy nie, ale miałem nadzieję. . .
Gdy już dotarłem do. . .Kiosku zerknąłem w tył i zauważyłem, że ten sam pies wciąż za mną biegł.
-Poproszę dwa bilety na autobus, zwykłe.
- Proszę!- Rudowłosa sprzedawczyni podała mi towar- Trzy dolary.
Po jej słowach włożyłem jedną rękę do kieszeni  mając na celu znalezienie zapłaty za bilety. Niestety w owej kieszeni nie znalazłem nic prócz przeciętnej agrafki. Nie wiedziałem skąd się wzięła, może mama mi ją tam włożyła, albo i ja sam to jest już nieważne.
-Lepiej już wrócę poszukiwań tych trzech cholernych dolarów.- Wypowiedziałem szeptem. W tym celu wsadziłem drugą rękę kolejnej- ostatniej kieszeni, mając nadzieję, że w niej znajdę te przeklęte trzy dolary.
Niestety nie ku mojej myśli znalazłem tylko dwa, a nie trzy!
-Przepraszam zgubił mi się jeden dolar.-Skłamałem. Tak na prawdę po prostu zapomniałem zabrać kasy.- Czy mogła by pani przyjąć  dwa, a ja doniósłbym ten jeden za jakieś kilka minut?
-Słuchaj młody to nie bank! Myślisz, że tak po prostu możesz zapominać, gubić kasę, a później ją donosić. Zawsze bierze się więcej. Jest jeden mały szczegół między tym tutaj miejscem a bankiem.- Przerwała na chwilę, a ja poczułem, że nigdy nie kupię tych biletów. A ona będzie mi prawić kazanie z milion lat.
-W banku istnieje takie coś jak "prowizje", a ja również powinnam je tutaj zapewnić.
-To poproszę jeden bilet.- Powiedziałem jak najmilej i próbowałem się uśmiechnąć, ale wyszedł mi wielki grymas. Nie chciałem się z nią kłócić, więc postanowiłem drugi bilet kupić u kierowcy, pomimo iż jest drożej, nie ma takiej atmosfery. Nie chciałem się kłócić z tym babsztylem, ale tylko dlatego iż ludzie wzięli by mnie za kogoś... Nie wiem za kogo, ale coś  by wymyślili. Zawsze tak było i zawsze tak jest. To wszystko, te gadanie, plotkowanie na mój temat ludzi nie ruszyło by mnie, ale mamę tak. Odkąd pamiętam prawie zawsze gdy byłem mały sprawiałem jej zawód. Pobiłem się z jakimś chłopakiem,  nie słuchałem pani, pokłóciłem się z kimś... Mając na myśli jakiegoś sąsiada- tego szczęśliwca, który wszedł by przekazać list-wpuszczałem na niego psa, biedny trafił do szpitala, a ja... No cóż ja się cieszyłem. Dopiero gdy miałem 12 lat zauważyłem mamę płaczącą, szeptała sobie coś sama do siebie. A to "coś" to było prze zemnie. Postanowiłem wyładowywać emocję w inny sposób... Pisałem piosenki o moich uczuciach, zainteresowałem się muzyką. Któregoś dnia poprosiłem o zapisanie mnie na lekcję gry na fortepianie,  posiadaliśmy je w domu- na strychu, miało ono ponad sto lat i wciąż działało. Później zainteresowałem się również innymi instrumentami i zacząłem naukę na nich. Gry na pianinie uczyła mnie pani April Gresth zawsze dziwiło mnie jej imię- oznaczało kwiecień, lecz po jakimś czasie się do niego przyzwyczaiłem. Pokochałem ją, byłą dla mnie jak druga matka. Me przemyślenia przerwała rudowłosa sprzedawczyni.
- Posłuchaj mnie teraz, bo w tym jesteś słaby, a z analizą to jeszcze gorzej,więc wytłumaczę Ci to słowo po słowie. Bardzo wooolno, jasne?-Mówiła do mnie jak do pięciolatka i z aprobatą uznała swoją przemowę.
-Niestety nie możesz kupić tylko jednego, już jest to zapisane, więc albo kupujesz dwa, albo w ogóle nic.- Po tych słowach tak się zdenerwowałem, aż kipiałem ze złości. Zacząłem liczyć do dziesięciu, aby się uspokoić. Ale to i tak nie pomogło. W tym momencie zapomniałem o mamie...
-Nie, nic nie kupię, Ja nic nie stracę, wręcz przeciwnie- wiele zyskam. Tak zyskam wiele, a mam na myśli zdrowe nerwy, zero stresu i kłótni. A pani, jedynie straci, bo nigdy już tutaj nic nie kupię.- Wrzasnąłem sześć ostatnich wyrazów, ale o kilkadziesiąt  "pół tonów za głośno", a może  raczej tonów, o ile można tyle zliczyć na klawiaturze fortepianu.  Kilka osób odwróciło się w moją stronę, ale nie minęła nawet sekunda, a wrócili do poprzednich figur.
Gdy ruszyłem szybkim marszem w drogę powrotną  zatrzymała mnie kobieta około 30 letnia. Miała ona dosyć długie, kręcone i rude włosy- coś mnie one dzisiaj prze śladują. Miała również  śniadą cerę  i jaskrawo-zielonkawe tęczówki oczu.
-Nie martw się ona zawsze taka jest, a co do ludzi- nic nie powiedzą. Tutaj nikt. . . No prawie, no prawie nikt jej nie lubi. ale nie warto wymieniać imion i nazwisk tych ludzi. Ona jest dla wszystkich wredna, nie tylko dla Ciebie. Nie sprawisz również zawodu swej matce, nikt o tym nawet słówka nie piśnie, a nawet jeśli, to w dobrych kierunkach ku Tobie - Wsłuchałem się uważnie w każde słowo, analizując. Zastanawiając skąd mnie zna i kim jest? Takie banalne pytania mnie męczyły, ale nie potrafiłem o nie spytać.
-Widzę, że poznałeś już Hipisa- Kobieta zaczęła wpatrywać się w pewien punk za mną. A ja patrzyłem się na nią pytająco. Odwróciłem się o 180 stopni i ujrzałem psa, tego samego. Czekał na mnie, widocznie ciągle za mną biegł.
- Polubił Cię- Po czym pies mnie, zaśmiała się, a ja się tym zaraziłem.- A tak w ogóle jestem Honorata Leser, daleka kuzynka..
-Mamy?
-Twoja!- Rzekła zdecydowanie.
-Skąd to wszystko wież?
- Ja nie wiem tego, ja to czuję.- Nie zrozumiałem ani jednego słowa, ale kiwnąłem głową na znak, że rozumiem.
- Nie udawaj dziecko moje drogie. Mów co myślisz, ale nie rań!- Mówiąc te słowa dające wiele do myślenia uderzyła.
-Mieszkam w domu obok,zajrzyj kiedyś.- Rzekła po czym znikła gdzieś na drzewem, a za nią pies.
&
Nim się spostrzegłem dotarłem do domu, a właściwie przed. Ściągnąłem klucze które wisiały mi na smyczy z szyi i skierowałem je w stronę zamka po czym je otwarłem. Zdjąłem buty zacząłem się zastanawiać się nad słowami Honoraty, a raczej pani Honoraty. . .Równocześnie  przygotowując się do wizyty w szpitalu. Będzie się cieszyć. . .Zaraz, zaraz ale co ja jej przywiozę. Na śmierć zapomniałem o kupnie jej jakichś kwiatów i słodyczy...Eee... Kupię na miejscu, na pewno jest tam jakiś sklepik czy coś. Zerknąłem na zegar, był już czas najwyższy na wyjście. Zabrałem klucze i pieniądze, wyszedłem z domu i pobiegłem w stronę przystanku, który znajdował się kilka kilometrów od mojego domu. Po drugiej stronie drogi na chodniku zauważyłem Hipisa, obok niego stał siwy z klawym wąsem pod nosem facet. Na kilometr było u niego wyczuć i zauważyć "Aurę złości". Tym jaki miał wzrok, jak na obcych patrzył, wzrokiem zabijał- prawie dosłownie. A co do oczu- miał je zielone. Oczy kocie, które goniły psa, zamiast uciekać przed nim. Zwierzę chciało uciec, ale on nic nie umiał prócz uciec wzrokiem. Usta waćpan miał zakute brodą, byłą siwa- nijaka. Ciągle krzywił usta budując grymasy, ręce miał w kieszeni- w kożuchu mimo iż był początek lata.
Umiał ruszać brwiami niewiarygodnie- rzecze. A ten rym sam nie wiem skąd się wziął w mej opiece? Bardzo się dziwiłem tymi "myślami"mymi. Nim zauważyłem byłem już na przystanku, a po kilku sekundach przyjechał. Wsiadłem podszedłem dom kierowcy i zakupiłem dwa bilety. Drogą wpatrywałem się w bloki, hotele i domy, które były prawie wszystkie w barwie pomarańczy lub brzoskwini, było parę odmieńców, ale na prawdę mało. Nagle zamiast biblioteki  zauważyłem ogromny most, bez rzeki, jeziora- jak zwykle są zbudowane. Był cały ze złota, a miejscami z miedzi, widok był niewiarygodny. Przetarłem oczy i most zniknął.

_________________________________________________________________________________
Przepraszam Was, że nie dodałam w piątek rozdziału- nie miałam czasu, następny będzie już punktualnie.
Dziękuję Wam za te ponad 300 wyświetleń- będzie bonus, ale w osobnym poście:)