poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 9 "Zakładowa zemsta"


08.06 (Ósmy Czerwiec)
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Autobus się zatrzymał, dotarłem już na miejsce. Wyszedłem z niego i spojrzałem na przystanek, na szklanej „kopule” widniało wiele napisów, które nawet nie warto czytać, jednak moją szczególną uwagę zwrócił złotoczerwony napis, przeczytałem go brzmiał dosyć dziwnie jak na akt wandalizmu fatamorgana nie jesteśmy na pustyni”. Te słowa były związane z tym, o widziałem- mostem, zamiast biblioteki. Lecz mogły znaczyć coś innego, na przykład, że tych wszystkich napisów uwiecznionych na przystanku nie można tak zignorować i trzeba działać, ale to tylko moje myśli, nic więcej, pewnie nawet nie są właściwe. Postanowiłem kupić coś, więc zacząłem rozglądać się na wszystkie strony w celu znalezienia jakiegoś sklepiku, ku mojemu zdziwieniu, sklepik znajdował się po drugiej stronie ulica kilka metrów od ogromnego szpitala liczącego cztery piętra, a może i nawet sześć, był on cały pomalowany na kolor łososiowy, jego styl był prosty, gdyby nad wielkim wejściem nie widniał napis „SZPITAL” można byłoby pomyśleć, iż jest to szkoła. Pasy znajdowały się nie daleko, ale dla mnie i tak aż za bardzo, więc po prostu przeszedłem przez ulice, która nie była zbyt ruchliwa o tej porze dnia.
Byłem już po drugiej stronie ulicy, wszedłem do sklepu.
&
Wyszedłem z reklamówką, w której znajdowały się ciastka „delicje”, sok winogronowy, woda mineralna niegazowana oraz dwa jabłka, gruszka i sezamowe paluszki.
Wychodząc zauważyłem na dębie mały napis „ Nie zmywaj fantazji!”- okej kolejny napis, który jest dosyć dziwaczny.. .  Nie ważne!
Poszedłem dalej, byłem już przed budynkiem, no prawie, do wejścia dzieliły mnie jedynie schody, spoglądałem na nie.
-Mój odwieczny wróg.- Powiedziałem, po czym się lekko zaśmiałem.
- Naprawdę?-  Z ulitowaniem spojrzała i spytała się szczupła blondynka z lekko zakręconymi końcówkami włosów i ogromnymi, jaskrawymi niebieskimi oczami. Wyglądała na dziewczynę w moim wieku.
-Odwieczny wróg albo wielka frajda!!!- Odpowiedziałem żartobliwie.
-Hm… Chyba to drugie.
-Czemu tak myślisz?
-Nie umiesz kłamać!
- A właśnie, że umiem!
- A właśnie, że nie!
- A właśnie, że tak!
- A właśnie, że nie!
- A właśnie, że tak!
- A właśnie, że nie!
- A właśnie, że nie!
-A właśnie, że tak.
-Ha… Potwierdziłeś, że nie umiesz!- Odezwała się triumfalnie.
- Wcale nie!- Odwróciłem się z założonymi rękami.- To był sarkazm…- Nastała cisza.-I co teraz powiesz?
-No wiem.
- I widzisz?!- Zrobiłem minę HHHMRATN, czyli „ha, ha, ha, miałem rację, a ty nie!”- Zaraz, zaraz…
-Tak, miałam rację!- Dokończyła za mnie.
-Orz ty…!!!
- A tak w ogóle jestem Kim.
- Ross.
-A czy to nie ty przypadkiem śpiewałeś na ostatnim festynie?
- Nie, wież, to nie ja występowałem.- Powiedziałem sarkastycznie.
- Nie ze mną takie numery!
- Tak, ale ze mną tak!
-Dobra niech Ci już będzie! Ale mam pytanie: Dlaczego idziesz do szpitala?
-Odwiedzić mamę.
-Aha, ja do dziadka, niedawno miał zawał, ale na szczęście jego stan jest stabilny i tym podobnie. Ma wyjść za nie długo, więc się bardzo cieszę.
-Aha, ty przynajmniej coś wiesz, a ja nic.- Burknąłem.
-To przecież nie moja wina, że ty nic nie wież.- Odpowiedziała tym samym tonem.
- Może i nie Twoja, ale jeśli jej będzie coś poważnego, to nie będę mógł pójść na przesłuchanie.
-O, czym ty mówisz, przecież, jeśli Twoja mama jest, że tak powiem chora, to nie znaczy, że nie możesz iść na przesłuchanie.
- Nic nie rozumiesz…!
- Przepraszam bardzo, ale jak mam cokolwiek rozumieć, jak prawie wcale nie znam Ciebie, a co dopiero Twojej sytuacji rodzinnej. Sorry, ale nie mam ochoty z Tobą rozmawiać, jeśli masz zamiar cały czas mi mówić, że nic nie wiem, skoro nawet nie chcesz mi nic wytłumaczyć!- Ostrym tonem skończyła rozmowę- chyba. Nie wiedziałem, co mam robić, zatrzymać ją czy coś?- A poza tym muszę już iść do dziadka.
-Zaczekaj!- Chwyciłem ją za ramię.
-Co chcesz?
- Przepraszam! Nie chciałem, ale kilka lat temu moja siostra i bracia wyjechali za granice, by założyć zespół, bo byli pełnoletni, ja jeszcze nie i choć bardzo chciałem nie mogłem z wielu powodów. Kilka lat później tata zostawił nas samych z mamą i jeśli stan mamy nie będzie zbyt dobry to…
-Będziesz musiał zrezygnować z przesłuchań, a jest to dla Ciebie wielka szansa. Jeśli by Ci się udało to byś musiał jechać do Miami, lecz jeśli Twoja mam nie będzie mogła jechać, nie zostawisz jej w takim stanie, a nawet, jeśli by nie było najgorzej również byś nie chciał jej zostawić. Tak?- Wow, bezbłędnie to powiedziała, nie wiedziałem, co powiedzieć. Wiedziała, co czuje. Nie wiem jak ona to zrobiła?
-Jesteś jasnowidzem, czy co?
-Spotkałam się już z taką sytuacją. Pa, muszę już iść, może się jeszcze spotkamy.
Odeszła, a ja zacząłem skakać po schodach jak oszalały, ponieważ chciałem jak najszybciej odwiedzić mamę. Pokonałem drzwi obrotowe, po czym wszedłem do budynku. Zauważyłem recepcję- skierowałem się w jej kierunku. Były trzy okienka, dwa były zapełnione ogromną kolejką, a trzecie, było puste- podszedłem bliżej i ujrzałem na szybie tabliczkę z napisem „ZAMKNIĘTE”, za okienkiem jednak stała czarnowłosa kobieta odziana w zielonkawy fartuch. Mimo napisu na tabliczce postanowiłem zadać jedno malutkie pytanie, nie miałem zamiaru czekać w kolejce nie wiadomo ile czasu by wymienić kilka słów.
-Przepraszam czy wie pani może, w jakiej Sali przebywa pani Lynch?- Zapytałem nie pewnie.
-Yyy…Owszem, czy jest pan kimś spokrewnionym?
-Jestem jej synem, miałem dzisiaj przyjść.
-Dobrze, pańska matka znajduje się na drugim piętrze w pawilonie C, w Sali numer 129.
-Dziękuję i przepraszam.
-Nic się nie stało chłopcze.- Zacząłem biec w lewo za strzałką i obrazkiem, który komunikował, gdzie jest winda oraz schody.
Po kolei pojawiały się drzwi sal- Pierwsza, druga, trzecia, czwarta, piąta, szósta, siódma, ósma, dziewiąta, dziesiąta, jedenasta, dwunasta…I tak się ciągły prawie przez wieczność.
Byłem już przy sali 80, zatrzymałem się. Obok drzwi znajdowała się winda, a obok windy schody. Postanowiłem wyjść na łatwiznę i pojechać windą, nacisnąłem guzik znajdujący się obok niej. Czkałem i czekałem kilka minut, lecz winda nie przyjeżdżała, przyciskałem wciąż guzik windy, ale bezskutecznie. Zdenerwowany skierowałem się w stronę schodów. 
Nie minęła nawet chwila, a ja znajdowałem się już na drugim piętrze, rozglądnąłem się w prawo i w lewo- zauważyłem napis nad drzwiami „Pawilon C”.
Poszedłem szybkim marszem w stronę drzwi i mijałem kolejne sale, aż doszedłem do Sali 129. Zapukałem.
-Proszę!- Usłyszałem głos mamy, był on wesoły, ale jednocześnie słaby. Wszedłem, zauważyłem blondynkę, była blada, miała podkrążone oczy i fioletowe usta. Zauważyłem zupełnie inną osobę, próbowała się uśmiechnąć, ale sprawiało jej to duży kłopot- nie miała tyle siły nawet na to.
- Witaj mamo, proszę, to dla Ciebie- Podałem jej reklamówkę z wcześniej zakupionymi rzeczami.
- Nie trzeba było…-Ledwo wypowiedziała.
- Jak się czujesz?- Spytałem zaniepokojony.
-Oj Ross… Nie chcę Cię okłamywać.
-Źle, tak?
-Nie zupełnie, ale jestem strasznie słaba i brak mi kogoś, z kim mogłabym porozmawiać. Widzisz te dwa puste łóżka.- Kiwnąłem głową.-Jeszcze wczoraj były zajęte, ale dzisiaj rano Sarah i Jessica zostały wypisane.
-Teraz masz mnie. Nie chcę Ci teraz przypominać, ale chciałbym…
-Wiedzieć jak to się stało?- Wskazała na zabandażowaną rękę.
-Bezbłędnie! Za dużo mam tych niespodzianek jak na jeden dzień.
-Oj synu, jeszcze napotkasz ich wiele. Ale wracając do tego jak to się stało, sama nie wiem, Szłam do kuchni, nagle czajnik zaczął piszczeć, nie pamiętałam żebym stawiała czajnik z wodą, aby się zagotowała. Nie umiałam wyłączyć palnika, więc położyłam rękę na rączce czajnika by go podnieść i przenieść- Była piekielnie gorąca, wtedy pierwszy raz się oparzyłam. Wystraszyłam się, że nie wyłączę gazu i odkręciłam wodę i chlapnęłam kilka razy na ogień, a on momentalnie zgasł. Pochyliłam się nad palnikiem, to był mój największy błąd…- Przerwała, czekałem, ale nie kontynuowała.
-A później?
-Nie chcę o tym mówić.
-Co potem?
-Ross, czy ty rozumiesz, co to znaczy „ Nie chcę o tym rozmawiać”?
- No, że nie chce się o tym rozmawiać, przecież to banalne słowa, każdy by je zrozumiał.
-Najwyraźniej nie każdy, ty na przykład ich nie zrozumiałeś. Jeśli się nie chcę o czymś mówić, to wiadomo, iż nie miło się o tym wspomina. A jeśli ty będziesz cały czas podgrzewał sytuację słowami: „Co dalej było?” wiadomo, iż ta osoba w tym momencie przypomni sobie ten moment i w ten sposób nic nie powie, nic nie zyskasz, a ona będzie miała jeszcze gorszy humor.
Dobra, dobra…- Chciałem już odgryźć się, ale ugryzłem się w język. Przez resztę czasu przemilczeliśmy, ale gdy dochodziła godzina, która kończy czas wizyty skierowałem się w stronę drzwi i już miałem pociągnąć za klamkę. Gdy mama stanęła na równe nogi.
-Weź to, w tym zawarte są wszystkie odpowiedzi na Twoje pytania.- Podała mi paczkę, na której była naklejona małą karteczka z napisem „Lynch”- Nie otworzysz jej teraz, ale dopiero gdy będziesz gotów.- Te słowa mnie sparaliżowały „Kiedy będę gotów”.  Jak to nie jestem gotów? Właśnie, że jestem gotów i w ogóle, kiedy będę? Nie rozumiem nic…Zaraz a może właśnie o to chodzi, muszę zrozumieć! Eee… Nie jestem żadnym detektywem czy coś, jestem zwykłym nastolatkiem- nikim więcej. Wyszedłem bez słowa wraz z ponura miną w kierunku wyjścia z szpitala.
 Gdy szedłem chodnikiem na przystanek wszędzie widziałem kobiety. Postanowiłem zadzwonić do Avana- Za dużo miałem dzisiaj przygód z płcią przeciwną. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wybrałem numer kumpla. Po chwili odebrał.
-Siema Ross!- Powiedział, a w jego głosie można było wyczuć ledwie zauważalną nutkę zdziwienia.
-No siema!
-Czemu dzwonisz? Aaa… Chodzi o dziewczynę…- O tricki, tak?
- Tak w pewnym sensie tak, ale nie tylko, słuchaj to nie rozmowa na telefon…
-Spotkajmy się w kawiarni za trzy godziny, Nara!- Przerwał.
-Co?!- Nim zdążyłem coś powiedzieć -rozłączył się. Zaraz po tym autobus przyjechał- był pusty, a ja do niego wszedłem i skasowałem bilet.
-O nareszcie jakiś facet! Młody, ale facet!- Wyszeptał kierowca sam do siebie.
Czyli przez cały ten czas autobusem jeździły same kobiety, niemożliwe! Co ja w ogóle myślę, przecież to normalne, zwykły zbieg okoliczności, których jest wręcz za wiele jak na jeden krótki dzień.
-Co Cię trapi chłopcze?- Kierowca spojrzał na mnie przez lusterko, wtedy zauważyłem jego gęste brwi oraz wąsy, który aż świeciły siwizną.- Niech zgadnę kobiety, jest ich dzisiaj zdecydowanie za dużo!
-W pewnym sensie to tak. Nie chcę być nie miły, ale czy a pan nie powinien ze mną nie rozmawiać?
-Póki patrzę na drogę i jestem trzeźwy to mogę robić co mi się żywnie podoba.- Odpowiedział żartobliwie. Pewnie gdyby ktoś inny wypowiedział to zdanie, to zabrzmiałoby one dosyć chamsko, ale z jego ust zabrzmiało inaczej. Uśmiechnąłem się i zacząłem opowiadać bez grudek, proście, tak otwarcie dzisiejszy dzień mimo iż tej osoby nie znałem. Gdy skończyłem dodałem:
-Co pan o tym myśli, wierzyć czy nie, co zrobić?
- Ja myślę nie wiele, nie należy się aż tak tym wszystkim zadręczać, wsłuchaj się w swój wewnętrzny głos, nie zawsze musisz kierować się rozsądkiem, niekiedy nawet i on nie jest rozsądny i błądzi, zawraca Twoje myśli, które odganiasz. Może to i prymitywny sposób, ale skutkuje.
-Ale ja nie wiem jak, skąd mam wiedzieć? To jest takie…
-Niemożliwe? To jest właśnie rozsądek, lecz on nic nie daje!
-Chciałem powiedzieć skąp likowane, ale to również nasuwało mi się na myśli.
Nagle autobus się zatrzymał i wsiadło parę osób wtedy kierowca już się nie odezwał. Po chwili znów się zatrzymał i był to mój przystanek. Wysiadłem.
Poszedłem w stronę domu, nim zauważyłem byłem już tuż, tuż. Dalszą drogę przebiegłem, zdyszany podszedłem do drzwi otworzyłem je po czym wparowałem do środka.
&
Był już czas, do spotkania zostało kilkanaście minut, więc przebrany wziąłem pieniądze i wyszedłem z domu zamykając go. Szedłem i szedłem, aż wreszcie odtarłem do kawiarni, miała ona wielkie okna, więc można było zobaczyć kto znajduje się w środku, ponieważ nie wisiały na nich firanki. Nie ujrzałem Avana, wszedłem do środka i zająłem trzyosobowy stolik. Zastanawiałem się dlaczego Avan tyle czasu potrzebował do przygotowania się. Już się boję, on ma czasem zwariowane pomysły. Nagle do kawiarni wparował zdyszany Avan, trzymał on w prawej ręce dosyć dużą skurzaną, beżową teczkę. Zaczął biec w moją stronę i zajął miejsce naprzeciwko mnie.
-Po co Ci ta teczka?- Spytałem nie urywając zdziwienia.
- Zobaczysz…!
-Je… Super, kolejna tajemnica.
-Spoko, zaraz Ci wszystko opowiem.
-Okej!
-Więc tak pewnie słyszałeś już o przesłuchaniach do nowego serialu Disneya.
-No raczej.
-I, że Tricki nie będzie brała udziału, ponieważ…
- Pewnie ma już zapewnioną rolę.- Dokończyłem znudzony.
-Na pewno o nowym i o tym, tym ich pocałunku też sadząc po tonie.
-Zgadza się.
-Więc przedstawię Ci plan zemsty.
-Co?!
- No wież jakoś musisz się zrewanżować.
-Ale, po co, nawet mi z tym dobrze.
-Serio?
-Nie, ale po co mam się mścić i jak?
- Dobra to zrobimy to inaczej…
-???-Spojrzałem na niego z przerażeniem.
-Przewidziałem to, więc rozwiążemy to małym zakładzikiem…
-No nie wiem…
-No weź, nie masz nic do stracenia…
-Niech ci będzie…
-Wiec tak… Jeśli uda mi się zaprosić tą dziewczynę, która jako pierwsza wejdzie do kawiarni przez drzwi wejściowe.
-Są tylko jedne?!
- Nie psuj mojej przemowy! Jeśli uda mi się ją zaprosić na randkę to będziesz uczestniczyć w „Planie zemsty”.
- A jeśli nie?
- Nie wiem, sam coś wymyśl.
-Nie będę w nim uczestniczył, ale…- Wtedy przez drzwi weszła nie wysoka szatynka, z lekko falowanymi blond końcówkami włosów o ciemnych brązowych oczach. Była bardzo ładna mimo iż nie miała na sobie makijażu.- Ty mnie umówisz z pewną dziewczyną, wskazałem przypadkowo na szatynkę.
-Okej, ale zdajesz sobie z tego sprawę, że ta dziewczyna będzie tą z którą ja się mam umówić.
-Mo nie chodzi o tą dziewczynę!
- To po jaką cholerę wskazałeś na nią?!
- Przypadkowo, ale zacznijmy już!
-Okej, idę!- Wtedy podszedł do szatynki i powiedział:
-Hej małą, jak masz na imię?
- No cześć!- Powiedziała z wielką nutą zdziwienia.- Laura.
-Laura, jakie piękne imię, czy to nazwa kwiatu?
- Nie wiem. Ale jest takie coś jak liść laurowy.
- W takim razie będę Cię nazywał liściem laurowym, chociaż nawet on nie zasłużył na to by nosić twe imię!- Ona się lekko zarumieniła. Myślałem, że pęknę i wiedziałem, że na pewno wygram zakład. Która dziewczyna zachwyciłaby się takim komplementem?
-Jakie to słodkie, a jak ty masz na imię?- Że co, wystarczy powiedzieć dziewczynie, że nawet jakaś cudowna rzecz nie zasługuję na jej imię?!
-Avan, ale czy to ważne?
-Raczej tak!
-Teraz nie, w tym momencie ty jesteś tylko dla mnie ważna, więc czy się ze mną umówisz?
- To jest bardzo słodkie, ale ja Cię w ogóle nie znam, a ty również mnie.
-Ale warto spróbować! Proszę, ostatnio mnie dziewczyna zdradziła na moich własnych oczach, chciałbym się na niej jakoś odegrać.
- Czyli jestem Twoją zabawką, tak?
-Nie, ale trudno mi jest, wszyscy się ze mnie śmieją w szkole i to wcale nie za moimi plecami.
-Biedny jesteś, rozumiem Cię, dlatego mogę spróbować.
- Dzięki, zadzwonię, podasz mi numer?- Napisała mu coś na serwetce, on odszedł i usiadł z powrotem na swoim miejscu.
-Czemu powiedziałeś moją historią i to, że nie masz dziewczyny- okłamałeś ją.
-To dla dobra Ciebie i dla niej.
- Ale zadzwonisz do niej?
-Może.
-No weź, nic jej się nie stanie, jeśli raz ktoś do niej nie zadzwoni, może pomyśli, że miałem zły numer czy coś?
-Dobra, niech Cie będzie przedstaw plan zemsty!
-A mogę pokazać?
-Jasne, ale jak?
-O tak!- Wyciągnął z teczki jakiś dokument i podał mi do rąk, a zaraz po tym przyszedł do nas kelner i podał nam menu, zabraliśmy je do rąk i przejrzeliśmy. Ja zamówiłem szarlotkę oraz gorącą czekoladę, a Avan ciastko czekoladowe oraz shake truskawkowy.
Przeczytałem cały ten dokument.
-Czyli wszystko miałeś już zaplanowane, tak?
-Tak.
-Ale po co zemście dokument?
- Zemsta polega na poniżaniu Tricki przez tydzień. Teksty dam Ci później.
-Nie, ona polega na poniżaniu tej osoby która dostanie rolę Ally i nie potrzebuję tekstów, sam umiem wymyślać je...
-Tak, ale wiadomo, że to będzie .Wiem ty wszystko umiesz...-Wypowiedział ostatnie zdanie z wyraźna irytacją.
-No tak, ale po co ten dokument?
-Żebyś później mógł jej go pokazać, a ona Ci wybaczy czytając go, ponieważ nei ma tam ani słowa o niej.
-Ale gdzie ja ją mam „poniżać”?
-Na planie serialu!
-Nie masz pewności czy się dostanę i czy w ogóle chcę uczestniczyć w przesłuchaniu.
-Ty na pewno wygrasz, a po za tym czemu miałbyś nie iść na przesłuchanie?
-Mama jest dosyć słaba, a ja jej samej nie zostawię.
-Przecież kontrakt zapewnia darmowy pobyt w Miami na czas nagrań do serialu rodzica bądź opiekuna prawnego jeśli osoba zatrudniona jest niepełnoletnia.
-Aha, to wszystko zmienia!


Przepraszam Was, że nie dotrzymałam obietnicy, ale od piątku nie miałam Internetu- dopiero dzisiaj się pojawił. Wynagrodziłam Wam te spóźnienia tym iż właśnie pojawiła się Laura- Ale czy ta Laura...? Może to być każda dziewczyna, ponieważ nie zdradziłam nazwiska...Rozdział jest chyba dłuższy od poprzedniego… Dzięki za wejścia (382) :)


4 komentarze:

  1. mam pytania :
    1 Czy Ross i Laura będą razem.
    2 Kiedy się zaprzyjaźnia.
    super opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Może będą, ale trochę będziesz musiał/a poczekać...Pocieszę Ci tym iż będzie za nie długo coś...Za nie długo dowiesz się co... I przepraszam za to, że nie dodałam wczoraj rozdział, ale mam problemy z netem i to porządne:(
    2. Jeśli chodzi o przyjaźń... To nie tak od razu, będą niezłe komplikacje... Dzięki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że zaprzyjaźnią się tak w 12 lub 13 rozdziale, albo i później lub nawet wcześniej, sorry za nie pewność, ale nawet ja nie wiem xD

      Usuń
  3. 55 years old VP Accounting Murry Capes, hailing from Etobicoke enjoys watching movies like Destiny in Space and Sewing. Took a trip to Lagoons of New Caledonia: Reef Diversity and Associated Ecosystems and drives a Ferrari 750 Monza Spider. przejdz tutaj

    OdpowiedzUsuń