08.06 (Ósmy Czerwiec)
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Autobus się
zatrzymał, dotarłem już na miejsce. Wyszedłem z niego i spojrzałem na
przystanek, na szklanej „kopule” widniało wiele napisów, które nawet nie warto
czytać, jednak moją szczególną uwagę zwrócił złotoczerwony napis, przeczytałem
go brzmiał dosyć dziwnie jak na akt wandalizmu fatamorgana nie jesteśmy na
pustyni”. Te słowa były związane z tym, o widziałem- mostem, zamiast
biblioteki. Lecz mogły znaczyć coś innego, na przykład, że tych wszystkich
napisów uwiecznionych na przystanku nie można tak zignorować i trzeba działać,
ale to tylko moje myśli, nic więcej, pewnie nawet nie są właściwe. Postanowiłem
kupić coś, więc zacząłem rozglądać się na wszystkie strony w celu znalezienia
jakiegoś sklepiku, ku mojemu zdziwieniu, sklepik znajdował się po drugiej
stronie ulica kilka metrów od ogromnego szpitala liczącego cztery piętra, a
może i nawet sześć, był on cały pomalowany na kolor łososiowy, jego styl był
prosty, gdyby nad wielkim wejściem nie widniał napis „SZPITAL” można byłoby
pomyśleć, iż jest to szkoła. Pasy znajdowały się nie daleko, ale dla mnie i tak
aż za bardzo, więc po prostu przeszedłem przez ulice, która nie była zbyt
ruchliwa o tej porze dnia.
Byłem już po drugiej
stronie ulicy, wszedłem do sklepu.
&
Wyszedłem z
reklamówką, w której znajdowały się ciastka „delicje”, sok winogronowy, woda
mineralna niegazowana oraz dwa jabłka, gruszka i sezamowe paluszki.
Wychodząc zauważyłem
na dębie mały napis „ Nie zmywaj fantazji!”- okej kolejny napis, który jest
dosyć dziwaczny.. . Nie ważne!
Poszedłem dalej,
byłem już przed budynkiem, no prawie, do wejścia dzieliły mnie jedynie schody,
spoglądałem na nie.
-Mój odwieczny wróg.-
Powiedziałem, po czym się lekko zaśmiałem.
- Naprawdę?- Z ulitowaniem spojrzała i spytała się
szczupła blondynka z lekko zakręconymi końcówkami włosów i ogromnymi,
jaskrawymi niebieskimi oczami. Wyglądała na dziewczynę w moim wieku.
-Odwieczny wróg albo
wielka frajda!!!- Odpowiedziałem żartobliwie.
-Hm… Chyba to drugie.
-Czemu tak myślisz?
-Nie umiesz kłamać!
- A właśnie, że
umiem!
- A właśnie, że nie!
- A właśnie, że tak!
- A właśnie, że nie!
- A właśnie, że tak!
- A właśnie, że nie!
- A właśnie, że nie!
-A właśnie, że tak.
-Ha… Potwierdziłeś,
że nie umiesz!- Odezwała się triumfalnie.
- Wcale nie!-
Odwróciłem się z założonymi rękami.- To był sarkazm…- Nastała cisza.-I co teraz
powiesz?
-No wiem.
- I widzisz?!-
Zrobiłem minę HHHMRATN, czyli „ha, ha, ha, miałem rację, a ty nie!”- Zaraz,
zaraz…
-Tak, miałam rację!-
Dokończyła za mnie.
-Orz ty…!!!
- A tak w ogóle
jestem Kim.
- Ross.
-A czy to nie ty
przypadkiem śpiewałeś na ostatnim festynie?
- Nie, wież, to nie
ja występowałem.- Powiedziałem sarkastycznie.
- Nie ze mną takie
numery!
- Tak, ale ze mną
tak!
-Dobra niech Ci już
będzie! Ale mam pytanie: Dlaczego idziesz do szpitala?
-Odwiedzić mamę.
-Aha, ja do dziadka,
niedawno miał zawał, ale na szczęście jego stan jest stabilny i tym podobnie.
Ma wyjść za nie długo, więc się bardzo cieszę.
-Aha, ty przynajmniej
coś wiesz, a ja nic.- Burknąłem.
-To przecież nie moja
wina, że ty nic nie wież.- Odpowiedziała tym samym tonem.
- Może i nie Twoja,
ale jeśli jej będzie coś poważnego, to nie będę mógł pójść na przesłuchanie.
-O, czym ty mówisz,
przecież, jeśli Twoja mama jest, że tak powiem chora, to nie znaczy, że nie
możesz iść na przesłuchanie.
- Nic nie rozumiesz…!
- Przepraszam bardzo,
ale jak mam cokolwiek rozumieć, jak prawie wcale nie znam Ciebie, a co dopiero
Twojej sytuacji rodzinnej. Sorry, ale nie mam ochoty z Tobą rozmawiać, jeśli
masz zamiar cały czas mi mówić, że nic nie wiem, skoro nawet nie chcesz mi nic
wytłumaczyć!- Ostrym tonem skończyła rozmowę- chyba. Nie wiedziałem, co mam
robić, zatrzymać ją czy coś?- A poza tym muszę już iść do dziadka.
-Zaczekaj!- Chwyciłem
ją za ramię.
-Co chcesz?
- Przepraszam! Nie
chciałem, ale kilka lat temu moja siostra i bracia wyjechali za granice, by
założyć zespół, bo byli pełnoletni, ja jeszcze nie i choć bardzo chciałem nie
mogłem z wielu powodów. Kilka lat później tata zostawił nas samych z mamą i
jeśli stan mamy nie będzie zbyt dobry to…
-Będziesz musiał
zrezygnować z przesłuchań, a jest to dla Ciebie wielka szansa. Jeśli by Ci się
udało to byś musiał jechać do Miami, lecz jeśli Twoja mam nie będzie mogła
jechać, nie zostawisz jej w takim stanie, a nawet, jeśli by nie było najgorzej
również byś nie chciał jej zostawić. Tak?- Wow, bezbłędnie to powiedziała, nie
wiedziałem, co powiedzieć. Wiedziała, co czuje. Nie wiem jak ona to zrobiła?
-Jesteś jasnowidzem,
czy co?
-Spotkałam się już z
taką sytuacją. Pa, muszę już iść, może się jeszcze spotkamy.
Odeszła, a ja
zacząłem skakać po schodach jak oszalały, ponieważ chciałem jak najszybciej odwiedzić
mamę. Pokonałem drzwi obrotowe, po czym wszedłem do budynku. Zauważyłem
recepcję- skierowałem się w jej kierunku. Były trzy okienka, dwa były
zapełnione ogromną kolejką, a trzecie, było puste- podszedłem bliżej i ujrzałem
na szybie tabliczkę z napisem „ZAMKNIĘTE”, za okienkiem jednak stała
czarnowłosa kobieta odziana w zielonkawy fartuch. Mimo napisu na tabliczce
postanowiłem zadać jedno malutkie pytanie, nie miałem zamiaru czekać w kolejce
nie wiadomo ile czasu by wymienić kilka słów.
-Przepraszam czy wie
pani może, w jakiej Sali przebywa pani Lynch?- Zapytałem nie pewnie.
-Yyy…Owszem, czy jest
pan kimś spokrewnionym?
-Jestem jej synem,
miałem dzisiaj przyjść.
-Dobrze, pańska matka
znajduje się na drugim piętrze w pawilonie C, w Sali numer 129.
-Dziękuję i
przepraszam.
-Nic się nie stało
chłopcze.- Zacząłem biec w lewo za strzałką i obrazkiem, który komunikował,
gdzie jest winda oraz schody.
Po kolei pojawiały się
drzwi sal- Pierwsza, druga, trzecia, czwarta, piąta, szósta, siódma, ósma,
dziewiąta, dziesiąta, jedenasta, dwunasta…I tak się ciągły prawie przez
wieczność.
Byłem już przy sali
80, zatrzymałem się. Obok drzwi znajdowała się winda, a obok windy schody. Postanowiłem
wyjść na łatwiznę i pojechać windą, nacisnąłem guzik znajdujący się obok niej.
Czkałem i czekałem kilka minut, lecz winda nie przyjeżdżała, przyciskałem wciąż
guzik windy, ale bezskutecznie. Zdenerwowany skierowałem się w stronę
schodów.
Nie minęła nawet
chwila, a ja znajdowałem się już na drugim piętrze, rozglądnąłem się w prawo i
w lewo- zauważyłem napis nad drzwiami „Pawilon C”.
Poszedłem szybkim
marszem w stronę drzwi i mijałem kolejne sale, aż doszedłem do Sali 129.
Zapukałem.
-Proszę!- Usłyszałem
głos mamy, był on wesoły, ale jednocześnie słaby. Wszedłem, zauważyłem
blondynkę, była blada, miała podkrążone oczy i fioletowe usta. Zauważyłem
zupełnie inną osobę, próbowała się uśmiechnąć, ale sprawiało jej to duży
kłopot- nie miała tyle siły nawet na to.
- Witaj mamo, proszę,
to dla Ciebie- Podałem jej reklamówkę z wcześniej zakupionymi rzeczami.
- Nie trzeba
było…-Ledwo wypowiedziała.
- Jak się czujesz?-
Spytałem zaniepokojony.
-Oj Ross… Nie chcę
Cię okłamywać.
-Źle, tak?
-Nie zupełnie, ale jestem
strasznie słaba i brak mi kogoś, z kim mogłabym porozmawiać. Widzisz te dwa
puste łóżka.- Kiwnąłem głową.-Jeszcze wczoraj były zajęte, ale dzisiaj rano
Sarah i Jessica zostały wypisane.
-Teraz masz mnie. Nie
chcę Ci teraz przypominać, ale chciałbym…
-Wiedzieć jak to się
stało?- Wskazała na zabandażowaną rękę.
-Bezbłędnie! Za dużo
mam tych niespodzianek jak na jeden dzień.
-Oj synu, jeszcze
napotkasz ich wiele. Ale wracając do tego jak to się stało, sama nie wiem,
Szłam do kuchni, nagle czajnik zaczął piszczeć, nie pamiętałam żebym stawiała
czajnik z wodą, aby się zagotowała. Nie umiałam wyłączyć palnika, więc
położyłam rękę na rączce czajnika by go podnieść i przenieść- Była
piekielnie gorąca, wtedy pierwszy raz się oparzyłam. Wystraszyłam się, że nie
wyłączę gazu i odkręciłam wodę i chlapnęłam kilka razy na ogień, a on
momentalnie zgasł. Pochyliłam się nad palnikiem, to był mój największy błąd…-
Przerwała, czekałem, ale nie kontynuowała.
-A później?
-Nie chcę o tym
mówić.
-Co potem?
-Ross, czy ty
rozumiesz, co to znaczy „ Nie chcę o tym rozmawiać”?
- No, że nie chce się
o tym rozmawiać, przecież to banalne słowa, każdy by je zrozumiał.
-Najwyraźniej nie
każdy, ty na przykład ich nie zrozumiałeś. Jeśli się nie chcę o czymś mówić, to
wiadomo, iż nie miło się o tym wspomina. A jeśli ty będziesz cały czas
podgrzewał sytuację słowami: „Co dalej było?” wiadomo, iż ta osoba w tym
momencie przypomni sobie ten moment i w ten sposób nic nie powie, nic nie
zyskasz, a ona będzie miała jeszcze gorszy humor.
Dobra, dobra…-
Chciałem już odgryźć się, ale ugryzłem się w język. Przez resztę czasu
przemilczeliśmy, ale gdy dochodziła godzina, która kończy czas wizyty
skierowałem się w stronę drzwi i już miałem pociągnąć za klamkę. Gdy mama
stanęła na równe nogi.
-Weź to, w tym
zawarte są wszystkie odpowiedzi na Twoje pytania.- Podała mi paczkę, na której
była naklejona małą karteczka z napisem „Lynch”- Nie otworzysz jej teraz, ale
dopiero gdy będziesz gotów.- Te słowa mnie sparaliżowały „Kiedy będę gotów”. Jak to nie jestem gotów? Właśnie, że jestem
gotów i w ogóle, kiedy będę? Nie rozumiem nic…Zaraz a może właśnie o to chodzi,
muszę zrozumieć! Eee… Nie jestem żadnym detektywem czy coś, jestem zwykłym
nastolatkiem- nikim więcej. Wyszedłem bez słowa wraz z ponura miną w kierunku
wyjścia z szpitala.
Gdy szedłem chodnikiem na przystanek wszędzie
widziałem kobiety. Postanowiłem zadzwonić do Avana- Za dużo miałem dzisiaj
przygód z płcią przeciwną. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wybrałem numer
kumpla. Po chwili odebrał.
-Siema Ross!-
Powiedział, a w jego głosie można było wyczuć ledwie zauważalną nutkę
zdziwienia.
-No siema!
-Czemu dzwonisz? Aaa…
Chodzi o dziewczynę…- O tricki, tak?
- Tak w pewnym sensie
tak, ale nie tylko, słuchaj to nie rozmowa na telefon…
-Spotkajmy się w
kawiarni za trzy godziny, Nara!- Przerwał.
-Co?!- Nim zdążyłem
coś powiedzieć -rozłączył się. Zaraz po tym autobus przyjechał- był pusty, a ja
do niego wszedłem i skasowałem bilet.
-O nareszcie jakiś
facet! Młody, ale facet!- Wyszeptał kierowca sam do siebie.
Czyli przez cały ten
czas autobusem jeździły same kobiety, niemożliwe! Co ja w ogóle myślę, przecież
to normalne, zwykły zbieg okoliczności, których jest wręcz za wiele jak na
jeden krótki dzień.
-Co Cię trapi
chłopcze?- Kierowca spojrzał na mnie przez lusterko, wtedy zauważyłem jego
gęste brwi oraz wąsy, który aż świeciły siwizną.- Niech zgadnę kobiety, jest
ich dzisiaj zdecydowanie za dużo!
-W pewnym sensie to
tak. Nie chcę być nie miły, ale czy a pan nie powinien ze mną nie rozmawiać?
-Póki patrzę na drogę
i jestem trzeźwy to mogę robić co mi się żywnie podoba.- Odpowiedział
żartobliwie. Pewnie gdyby ktoś inny wypowiedział to zdanie, to zabrzmiałoby one
dosyć chamsko, ale z jego ust zabrzmiało inaczej. Uśmiechnąłem się i zacząłem
opowiadać bez grudek, proście, tak otwarcie dzisiejszy dzień mimo iż tej osoby
nie znałem. Gdy skończyłem dodałem:
-Co pan o tym myśli,
wierzyć czy nie, co zrobić?
- Ja myślę nie wiele,
nie należy się aż tak tym wszystkim zadręczać, wsłuchaj się w swój wewnętrzny
głos, nie zawsze musisz kierować się rozsądkiem, niekiedy nawet i on nie jest
rozsądny i błądzi, zawraca Twoje myśli, które odganiasz. Może to i prymitywny
sposób, ale skutkuje.
-Ale ja nie wiem jak,
skąd mam wiedzieć? To jest takie…
-Niemożliwe? To jest
właśnie rozsądek, lecz on nic nie daje!
-Chciałem powiedzieć
skąp likowane, ale to również nasuwało mi się na myśli.
Nagle autobus się
zatrzymał i wsiadło parę osób wtedy kierowca już się nie odezwał. Po chwili
znów się zatrzymał i był to mój przystanek. Wysiadłem.
Poszedłem w stronę
domu, nim zauważyłem byłem już tuż, tuż. Dalszą drogę przebiegłem, zdyszany
podszedłem do drzwi otworzyłem je po czym wparowałem do środka.
&
Był już czas, do
spotkania zostało kilkanaście minut, więc przebrany wziąłem pieniądze i wyszedłem
z domu zamykając go. Szedłem i szedłem, aż wreszcie odtarłem do kawiarni, miała
ona wielkie okna, więc można było zobaczyć kto znajduje się w środku, ponieważ
nie wisiały na nich firanki. Nie ujrzałem Avana, wszedłem do środka i zająłem
trzyosobowy stolik. Zastanawiałem się dlaczego Avan tyle czasu potrzebował do
przygotowania się. Już się boję, on ma czasem zwariowane pomysły. Nagle do
kawiarni wparował zdyszany Avan, trzymał on w prawej ręce dosyć dużą skurzaną,
beżową teczkę. Zaczął biec w moją stronę i zajął miejsce naprzeciwko mnie.
-Po co Ci ta teczka?-
Spytałem nie urywając zdziwienia.
- Zobaczysz…!
-Je… Super, kolejna
tajemnica.
-Spoko, zaraz Ci
wszystko opowiem.
-Okej!
-Więc tak pewnie
słyszałeś już o przesłuchaniach do nowego serialu Disneya.
-No raczej.
-I, że Tricki nie
będzie brała udziału, ponieważ…
- Pewnie ma już
zapewnioną rolę.- Dokończyłem znudzony.
-Na pewno o nowym i o
tym, tym ich pocałunku też sadząc po tonie.
-Zgadza się.
-Więc przedstawię Ci
plan zemsty.
-Co?!
- No wież jakoś musisz
się zrewanżować.
-Ale, po co, nawet mi
z tym dobrze.
-Serio?
-Nie, ale po co mam
się mścić i jak?
- Dobra to zrobimy to
inaczej…
-???-Spojrzałem na
niego z przerażeniem.
-Przewidziałem to,
więc rozwiążemy to małym zakładzikiem…
-No nie wiem…
-No weź, nie masz nic
do stracenia…
-Niech ci będzie…
-Wiec tak… Jeśli uda
mi się zaprosić tą dziewczynę, która jako pierwsza wejdzie do kawiarni przez
drzwi wejściowe.
-Są tylko jedne?!
- Nie psuj mojej
przemowy! Jeśli uda mi się ją zaprosić na randkę to będziesz uczestniczyć w
„Planie zemsty”.
- A jeśli nie?
- Nie wiem, sam coś
wymyśl.
-Nie będę w nim
uczestniczył, ale…- Wtedy przez drzwi weszła nie wysoka szatynka, z lekko
falowanymi blond końcówkami włosów o ciemnych brązowych oczach. Była bardzo ładna
mimo iż nie miała na sobie makijażu.- Ty mnie umówisz z pewną dziewczyną,
wskazałem przypadkowo na szatynkę.
-Okej, ale zdajesz
sobie z tego sprawę, że ta dziewczyna będzie tą z którą ja się mam umówić.
-Mo nie chodzi o tą
dziewczynę!
- To po jaką cholerę
wskazałeś na nią?!
- Przypadkowo, ale
zacznijmy już!
-Okej, idę!- Wtedy
podszedł do szatynki i powiedział:
-Hej małą, jak masz
na imię?
- No cześć!-
Powiedziała z wielką nutą zdziwienia.- Laura.
-Laura, jakie piękne
imię, czy to nazwa kwiatu?
- Nie wiem. Ale jest
takie coś jak liść laurowy.
- W takim razie będę
Cię nazywał liściem laurowym, chociaż nawet on nie zasłużył na to by nosić twe
imię!- Ona się lekko zarumieniła. Myślałem, że pęknę i wiedziałem, że na pewno
wygram zakład. Która dziewczyna zachwyciłaby się takim komplementem?
-Jakie to słodkie, a
jak ty masz na imię?- Że co, wystarczy powiedzieć dziewczynie, że nawet jakaś
cudowna rzecz nie zasługuję na jej imię?!
-Avan, ale czy to
ważne?
-Raczej tak!
-Teraz nie, w tym
momencie ty jesteś tylko dla mnie ważna, więc czy się ze mną umówisz?
- To jest bardzo
słodkie, ale ja Cię w ogóle nie znam, a ty również mnie.
-Ale warto spróbować!
Proszę, ostatnio mnie dziewczyna zdradziła na moich własnych oczach, chciałbym
się na niej jakoś odegrać.
- Czyli jestem Twoją
zabawką, tak?
-Nie, ale trudno mi
jest, wszyscy się ze mnie śmieją w szkole i to wcale nie za moimi plecami.
-Biedny jesteś,
rozumiem Cię, dlatego mogę spróbować.
- Dzięki, zadzwonię,
podasz mi numer?- Napisała mu coś na serwetce, on odszedł i usiadł z powrotem
na swoim miejscu.
-Czemu powiedziałeś
moją historią i to, że nie masz dziewczyny- okłamałeś ją.
-To dla dobra Ciebie
i dla niej.
- Ale zadzwonisz do
niej?
-Może.
-No weź, nic jej się
nie stanie, jeśli raz ktoś do niej nie zadzwoni, może pomyśli, że miałem zły
numer czy coś?
-Dobra, niech Cie
będzie przedstaw plan zemsty!
-A mogę pokazać?
-Jasne, ale jak?
-O tak!- Wyciągnął z
teczki jakiś dokument i podał mi do rąk, a zaraz po tym przyszedł do nas kelner
i podał nam menu, zabraliśmy je do rąk i przejrzeliśmy. Ja zamówiłem szarlotkę
oraz gorącą czekoladę, a Avan ciastko czekoladowe oraz shake truskawkowy.
Przeczytałem cały ten
dokument.
-Czyli wszystko
miałeś już zaplanowane, tak?
-Tak.
-Ale po co zemście
dokument?
- Zemsta polega na
poniżaniu Tricki przez tydzień. Teksty dam Ci później.
-Nie, ona polega na
poniżaniu tej osoby która dostanie rolę Ally i nie potrzebuję tekstów, sam umiem wymyślać je...
-Tak, ale wiadomo, że
to będzie .Wiem ty wszystko umiesz...-Wypowiedział ostatnie zdanie z wyraźna irytacją.
-No tak, ale po co ten
dokument?
-Żebyś później mógł
jej go pokazać, a ona Ci wybaczy czytając go, ponieważ nei ma tam ani słowa o
niej.
-Ale gdzie ja ją mam
„poniżać”?
-Na planie serialu!
-Nie masz pewności
czy się dostanę i czy w ogóle chcę uczestniczyć w przesłuchaniu.
-Ty na pewno wygrasz,
a po za tym czemu miałbyś nie iść na przesłuchanie?
-Mama jest dosyć
słaba, a ja jej samej nie zostawię.
-Przecież kontrakt
zapewnia darmowy pobyt w Miami na czas nagrań do serialu rodzica bądź opiekuna
prawnego jeśli osoba zatrudniona jest niepełnoletnia.
-Aha,
to wszystko zmienia!
Przepraszam Was, że
nie dotrzymałam obietnicy, ale od piątku nie miałam Internetu- dopiero dzisiaj
się pojawił. Wynagrodziłam Wam te spóźnienia tym iż właśnie pojawiła się Laura- Ale czy ta Laura...? Może to być każda dziewczyna, ponieważ nie zdradziłam nazwiska...Rozdział jest chyba dłuższy od poprzedniego… Dzięki za wejścia (382) :)